Nowe szczyty trendu amerykańskich indeksów nie wzbudzają wielkiego entuzjazmu wśród polskich inwestorów. Było to dobrze widać w końcowej części sesji, gdy indeksy w USA zaliczały nowe maksima sesji, a zarazem nowe maksima prawie dwuletniego trendu, a w tym samym czasie nasz rodzimy WIG20 podnosił się nieznacznie z wyraźnym ociąganiem. Skok indeksu na końcowym fixingu nie ma co liczyć. Zresztą okazało się, że był on przedwczesny, gdyż notowania w USA ostatecznie zakończyły się poniżej poziomu, na jakim były w chwili zamykania sesji w Warszawie. Można powiedzieć, że Polacy mieli rację (tym jest to bardziej uzasadnione, że wczoraj świętował Londyn i na naszym rynku rządzili głównie rodzimi inwestorzy). Może i mieli, ale fakt jest faktem, że z rezerwą podchodzono do amerykańskiego optymizmu. Indeksy w USA w sumie jednak zakończyły dzień wzrostem o ok. 1 proc. Pojawiły się nowe rekordy, a my nadal tkwimy w konsolidacji i nie zapowiada się, by na początku dzisiejszej sesji w tej sprawie miało się coś zmienić.
Można powiedzieć, że Amerykanie mają się z czego cieszyć. Nieco lepsze dane o wydatkach na inwestycje budowlane, czy ponowny wzrost wskaźnika ISM dla przemysłu to dobre wiadomości. Niby tak, choć z drugiej strony subindeks cen rośnie, co może mieć wpływ na rentowność przemysłu, a subindeks zatrudnienia spadł. Wzrósł za to subindeks nowych zamówień i samej produkcji. Jeśli na poważnie odbierać te dane pozytywnie, to trzeba byłoby uznać jednocześnie, że sytuacja przemysłu amerykańskiego się poprawia, a tym samym maleje potrzeba stymulowania gospodarki kolejnymi miliardami dolarów. Na razie jednak takie wnioski są jeszcze tylko przypuszczeniem, a nie rozważaniem faktycznych decyzji. Wiele może w tym kontekście zależeć od dwóch najbliższych publikacji danych o sytuacji na rynku pracy. Publikacja, jaka ma pojawić się w piątek ma za zadanie rozwiać obawy co do wyhamowania wzrostu liczby etatów i potwierdzić, że dane listopadowe były tylko wypadkiem przy pracy, czy też raczej efektem przesunięcia części zatrudnienia już na październik. Dochodzi do tego publikacja, jaka pojawi się na początku lutego. Wtedy wraz z danymi za styczeń opublikowana zostanie także rewizja wcześniejszych publikacji w roku 2010. W październiku sygnalizowano możliwość spadku liczby etatów, ale ja bym nie był tego taki pewny. Tym jednak zajmiemy się później. Ogólnie, im lepsze będą teraz dane z rynku pracy, tym gorzej dla tych, którzy liczą na utrzymanie się luzowania ilościowego na dotychczasowym poziomie.
Wróćmy do naszego rynku. Przebywamy w miesięcznej konsolidacji i czekamy na jej opuszczenie. Kiedyś to się wydarzy. Trzeba być cierpliwym. Może dziś, ale nie ma sensu się nastawiać i czekać z utęsknieniem. Ważne, by w końcu do tego wybicia doszło.