Początek sesji zapowiada się słabo. Pytanie, czy notowania będą na tyle kiepskie, by sprowadzić ceny pod poziom 2665 pkt. To minimum z poprzedniego piątku, a zarazem poziom startu ostatniego ruchu wzrostowego. Jego pełna negacja może popsuć nastroje. Może również być sygnałem do ponownego ruchu w kierunku wsparcia na 2600 pkt. Czy to wsparcie będzie testowane, to już zupełnie inna kwestia i raczej nie związana z dniem dzisiejszym.
Przecena w USA wprawdzie jest wyraźna, to warto zauważyć, że nie był to ruch o wielkiej skali. Spadek indeksów o nieco ponad 1 proc. to przecież jeszcze nie dramat. W oczy rzuca się za to fakt, że ruch w trakcie wczorajszych notowań był nieprzerwany, co miałoby sugerować wyraźną przewagę podaży. Tak, ona była wyraźna, ale tylko wczoraj. Za wcześnie jest w tej chwili budować bardziej wymyślne niedźwiedzie scenariusze. To nadal nie musi być początkiem większej korekty, choć może być częścią budowania szczytu, który taką korektę by zwiastował.
Powody spadku? Panuje zgodna opinia, że był on reakcją na wczorajsze wystąpienia Bena Barnanke, co moim zdaniem jest dyskusyjne. Nie padły wczoraj bowiem żadne stwierdzenia, o których nie wiadomo byłoby już wcześniej. Wpływ cięć budżetowych na dynamikę PKB jest sprawą oczywistą. Zresztą mówiło się to już w trakcie kryzysu, gdy uruchamiane były programy stymulacji na kwoty kilkuset mld dolarów. Wiadomo było, że ta stymulacja będzie później kosztowała walką z deficytem. Spłata długu zmniejsza skalę wzrostu i to nie jest żadna nowość. Jeśli żyło się na kredyt, lub zaciągnęło go w trakcie kryzysu, by nie żyć znacznie gorzej, to gdy przyjdzie chwila, by go spłacać, trzeba sobie czegoś odmówić. Wczoraj szef Fed oszacował, że proponowane cięcia budżetowe na 60 mld dolarów obniżą tempo wzrostu PKB o kilka dziesiątych procenta. Analitycy Economy.com, pod kierownictwem Marka Zandi szacują, że będzie to kosztowało ok. 0.5 proc. PKB oraz spadek liczby etatów (czy może raczej mniejsza możliwość ich generowania) o ok. 700 tys.
W trakcie dzisiejszej sesji pojawią się informacje, które mają nas przybliżyć do piątkowego raport o stanie rynku pracy w USA. Opublikowany zostanie raport Challengera oraz raport ADP. Zwłaszcza ten drugi będzie uważnie śledzony. Rynek pracy to teraz oczko w głowie inwestorów. Zmiany na nim będą determinować podejście do polityki pieniężnej, a to już ma znaczenie na przyszłość. Inflacja na razie, w ocenie Fed, nie jest czynnikiem poważnie zagrażającym gospodarce amerykańskiej, a więc nadal spodziewać się należy, że uwaga skupi się na drugim celu działania tamtejszego banku centralnego.
[ramka]