Nadzieja to dobra rzecz, ale nie warto na jej podstawie ryzykować kapitału. Dobrze jest, gdy nadziei już nie ma.

Dzień zakończył się blisko szczytu sesji. Do tego zniwelowany został spadek cen, jaki miał miejsce na początku dnia. Pojawił się nawet sygnał zmiany nastawienia, który końcówka zanegowała. Wydawać by się mogło, że popyt coś nam pokazuje. Owszem, ale to jeszcze nie jest koniec. Wystarczy spojrzeć na wykres zawierający zmiany cen z ostatnich kilku dni, a nie tylko wczorajsze, i wtedy widać wyraźnie, że ta zwyżka nie jest zbyt imponująca. Niemniej pojawiła się nadzieja. Ktoś kupował. Jestem pewien, że część zakupów wynikała z przeświadczenia, że przecena to dobra okazja, by pojawić się na rynku. Jednak ta nadzieja psuje możliwość powrotu do wzrostu. Zanim ten wzrost się pojawi, nadzieja musi ponownie zniknąć. Z tego względu ceny pewnie jeszcze spadną. Ba, być może spadną pod poziom wczorajszego minimum. Myślę, że nie grozi nam już jednak skala ruchu, jaką widzieliśmy w ostatnich czterech dniach. Rynki zatrzymały się na ważnych wsparciach. Niżej są?kolejne. Nie one nas teraz interesują.

Gdy przecena ponownie się pojawi, to pewnie będzie jej towarzyszył medialny lament, bo będzie ona związana z jakimś wydarzeniem, które będzie ją tłumaczyło. Ostatnio mówi się o obawach o sytuację Włoch. Mówimy tu o tym, że rynki poddały się emocjom. Wiadomo jednak, że emocje to nie jest dobry sufler. Wiedzie często na manowce. Problem Włoch? Może, ale jeśli tak, to dlaczego ceny wczoraj rosły? Jeśli sytuacja Włoch jest tak poważna, to dlaczego mimo wszystko znajdują się kupujący? Warto pamiętać, że najlepszą analizą jest analiza cen, a nie tego,?co o nich piszą media.

Tłumaczenie zmian cen jest ciekawe, ale w kontekście intelektualnych zabaw. Spekulant, a przecież o to tu chodzi, skupia się na tym, jak zachowują się podaż i popyt. Reszta to szum. Nawet odpowiedź dlaczego nie zawsze jest potrzebna. Zamiast zgłębiać sytuację finansową Włoch, warto postarać się wypatrzyć, gdzie płynie kapitał, i pójść w tym samym kierunku.