Czy wczorajszą słabość na rynkach akcji można tłumaczyć publikacjami danych makro w USA? Cóż, wartość wskaźnika aktywności przemysłu w rejonie Filadelfii okazała się znaczeni gorsza od prognoz i być może mógłby być to dobry pretekst, ale faktem jest, że osłabienie trwało już przed pojawienie się tej zmiennej. Zresztą razem z nią pojawiła wartość indeksu wskaźników wyprzedzających, która była dobra i lepsza od prognoz. Dane dotyczące rynku nieruchomości się tu nie liczą, bo nikt po nich na razie nie spodziewa się niczego dobrego. Zatem publikacje w najgorszym razie były neutralne, co sprawia w żadnym razie nie usprawiedliwiały tego, co miało miejsce na rynkach.
Co się więc dzieje? Mamy za sobą falę błyskawicznego osłabienia, ale nie ma ona na razie znamion powrotu do trendu spadkowego. Zakończenie wczorajszych notowań znajduje się nad poziomem 2200 pkt., a w trakcie wczorajszej przeceny nie został osiągnięty poziom minimum dnia. Być może zostanie osiągnięty później, ale póki co nie jest, a naszym zadaniem jest trzymać się faktów, a nie analizować coś, co się jeszcze nie wydarzyło, bo w końcu nie musi się wydarzyć.
Dziś dzień nie obfituje w żadne ważne publikacje poza zaplanowaną na 14:00 inflacją bazową w Polsce. Z tego względu rynki są pozostawiona samopas. Złoto wprawdzie bije rekordy, ale to tylko jeden z dwóch składników tandemu bezpiecznych aktywów, które wcześniej rządziły. Tymczasem drugi, czyli frank szwajcarski w trakcie tego załamania trzymał się całkiem dzielnie. Jeśli tak będzie nadal, jest szansa, że tym razem nowych minimów trendów na rynkach akcji nie zobaczymy.