Nasza rzeczywistość jest jednak bardziej złożona. Od kilku miesięcy utraciliśmy część korelacji z tym, co dzieje się na największych światowych rynkach akcji. Gdyby nasz WIG20 miał poruszać się jak indeksy amerykańskie, to już bylibyśmy pod poziomem 3000 pkt. Co się zatem dzieje? Zachód wspina się i zalicza rekordy, a my nie możemy nawet porządnie zakończyć fazy spadku cen. Czwartkowo-piątkowe notowania to marna próba zakończenia korekty spadkowej i powrotu do trendu wzrostowego. Nastawienie neutralne, jakie obecnie obowiązuje, dobrze ilustruje niemoc popytu na rodzimym rynku.
Indeks WIG20 nadal pozostaje pod poziomem szczytu odbicia, jakie miało miejsce po pierwszej silnej fali przeceny w sierpniu ubiegłego roku. Od dłuższego czasu zadanie pokonania tego szczytu jawi się jako Mission: Impossible. Ostatnia próba miała miejsce w lutym i zakończyła się odbiciem od linii łączącej wspomniany z szczyt ze szczytem poprzedniej październikowej próby. Efekt jest taki, że kolejne podejścia kończą się na coraz niższych poziomach (Wykres_1).
Co jest tego przyczyną i czy takie zachowanie naszego rynku może być wskazówką co do najbliższej przyszłości w średnim terminie? Jest pewien pomysł, który pozwala na rozwiązanie tej zagadki. Ten tok rozumowania opiera się na złożeniu, że uczestnicy rynków światowych doszli do wniosku, że najgorsze jest już za nami, a poniżej widziane dołki na wiele miesięcy będą niepokonanymi dołkami. Jeśli przyjąć, że mamy faktycznie do czynienia z nową falą trendu wzrostowego, to tłumaczyłoby to odstawanie naszego rynku od tego, co dzieje się na rynkach najważniejszych. Rosnące indeksy w USA i Niemczech to po prostu przejaw na razie ostrożnego zainteresowania kapitałów światowych zaangażowaniem na rynkach akcji. Ostrożnego w rozumieniu skupionego na rynkach uznawanych za najbezpieczniejsze. Poważne trendy rodzą się na aktywach mniej ryzykownych i w trakcie rozwoju tendencji ośmielają kupujących do zakupów aktywów bardziej ryzykownych. Nasz rynek należy właśnie do tej drugiej kategorii. Zatem znaczące zainteresowanie zakupami na warszawskim parkiecie powinno mieć miejsce w sytuacji klarownego uznania, że na ważniejszych rynkach powrócił rynek byka.
Za wzrostem cen akcji na świecie przemawia kilka czynników, z których najważniejszymi wydają się te monetarne. Ekspansywna polityka pieniężna największych banków centralnych świata powstrzymała przecenę, a teraz generuje wzrosty cen akcji. Później może wygenerować inflację. Na razie do poważnego zagrożenia inflacją jeszcze sporo nam brakuje, a więc nie nim się powinniśmy przejmować. Efekt podnoszenia się wycen akcji jest za to faktem.
Jeśli to rozumowanie jest prawidłowe, to obserwowana fala akceptacji ryzyka przyjdzie i do nas i odciśnie swoje piętno w poziomie wycen. Można na bazie tego oczekiwać ponowienia trendu wzrostowego indeksu WIG20 i ruchu analogicznego, do tego, co teraz widzimy na Zachodzie. Taka sekwencja wydarzeń sprawia, że najbliższe miesiące powinny być dla rynkowych wycen akcji łaskawe.