Wczorajsza przecena na naszym rynku doprowadziła do spadku pod poziom poniedziałkowego minimum, a później minimum z ubiegłego tygodnia. Można odnieść wrażenie, że dzieje się coś ważnego. Gdy tylko takie oczekiwania rosną, wystarczy spojrzeć na obrót, by wnioski o istotności zmiany znikały. Tak, aktywność jest naszą bolączką. Podważa wszelkie wnioskowanie. Co by o rynku nie powiedzieć, zawsze będzie to z zastrzeżeniem, że może pojawić się większy kapitał i wszystko poustawiać po swojemu. Póki co, wygląda na to, że zmierzamy w kierunku wsparć.

Dzisiejsze notowania rozpoczniemy być może od niewielkiego wzrostu, za co odpowiedzialne byłyby rynki azjatyckie. To notowania w tej strefie czasowej poprawiły nieco nastroje. Jednak nie przesadzałbym z optymizmem. Ostatnie dni pokazują, że na razie górą pozostaje podaż. Owszem,  jest ona mała, ale popyt jest jeszcze mniejszy. Zatem, nawet jeśli ruszymy od zwyżki, i nawet jeśli ta w trakcie dnia będzie się powiększała, to warto zachować ostrożność.

Co poprawiło nastroje? Trudno powiedzieć. Ta zmiana wygląda jak krótkotrwałe odreagowanie po wcześniejszym osłabieniu. Chiński wskaźnik PMI dla usług okazał się niższy niż przed miesiącem. Wyniósł w marcu 53,3 pkt., wobec 53,9 pkt. w lutym. Nie jest więc to czynnik, który wspierał kupujących. O innych ciekawych i potencjalnie istotnych z rynkowego punktu widzenia informacjach  się nie mówi.

Dzisiejsza sesja jest ostatnią przed przerwą świąteczną. Trudno oczekiwać dziś jakiegoś przełomu. Zapewne aktywność będzie jeszcze słabsza niż ostatnimi czasy. W związku z tym i skala zmienność także nie powinna być powalająca. Smaczku dodaje fakt, że my na rynek wracamy dopiero we wtorek, gdy rynki amerykańskie będą już w poniedziałek miały okazje zareagować na jutrzejszą publikację danych o stanie rynku pracy.