O ile interesujący wydaje się wczorajszy spadek indeksów, który zniwelował zwyżkę z wtorku, to znacznie ciekawszy ruch pojawił się na rynku amerykańskich obligacji długoterminowych. W przypadku papierów 10-letnich rentowność spadła do rekordowego poziomu 1,62 proc. Tylko wczoraj zmiana oprocentowania wyniosła -13 pkt. bazowych. To był największy spadek rentowności od początku kwietnia. Już mówi się o tym, że oprocentowanie obligacji sięgnie 1,5 proc. W przypadku obligacji 30-letnich rentowność spadła do poziomu 2,72 proc., a przypomnieć trzeba, że w momencie apogeum kryzysu finansowego wyniosła ona 2,57 proc. Całe pokolenie z rentownością poniżej 3 proc., a najbliższa dekada w niewiele więcej (na razie) niż 1,6 proc. Można tylko zastanawiać się, czy te rentowności to przejaw obaw o deflację, czy też przejaw rosnących cen obligacji w związku z ucieczką od ryzyka. Podobne tendencje na rynku obligacji niemieckich każą przypuszczać, że to efekt tego drugiego czynnika, a więc przejaw strachu.
Czy osiągnął on już poziom ekstremalny? Sądząc po oczekiwaniach spadku rentowności do 1,5 proc. jeszcze nie. Pytanie tylko, czy właśnie takie oczekiwania nie są przejawem przesady. Moim zdaniem nie, gdyż trend jest jasny. Na razie rynki akcji poddają się przecenie, co sieje niepokój. Nikt nie powiedział, że na rynkach akcji już mamy do czynienia z dołkiem. Nawet jeśli pojawi się nieco większa korekta (myślę, że w ciągu dwóch tygodni coś takiego może się wyklarować) to nadal jawi się przed nami coś bardziej niepokojącego. Rynki nie miały jeszcze okazji przeżyć fazy paniki, a zazwyczaj taka panika działa oczyszczająco i sprawia, że faza spadku się kończy. Oczekiwana korekta, jeśli się pojawi, rozbudzi nadzieję na to, że dołek jest już za nami. Od wielkości rozbudzonego optymizm u zależeć będzie wielkość późniejszej fali spadków. Dobrze to było widać wczoraj w zachowaniu niemieckiego DAXa. Wiadomość o raporcie Komisji Europejskiej wyniosła indeks w kilka chwil o 100 pkt. Optymizm został tym ruchem rozbudzony, ale późniejsze godziny pokazały, że była to tylko chwilowa euforia, a wartość indeksu spadła pod poziom startu wzrostu. W większej skali też taka sytuacja może mieć miejsce. W związku z tym myślę, że zanim taka fala paniki się pojawi, rynek wykona ruch fałszywkę. Może być on nawet całkiem dynamiczny, ale nie zmieni kierunku trendu w średnim terminie. By tak się stało, musiałby dojść do pokonania poziomu 2350 pkt. To byłoby coś. Ten poziom może zostać osiągnięty. Być może będzie nawet naruszony, ale z pokonaniem będzie już kłopot. Wprawdzie wszystko jest możliwe, ale nie nastawiałbym się na to za bardzo. Jednak zanim pojawi się wspomniana korekta, rynek musi wykreślić dołek spadków. Być może jest nim minimum sprzed tygodnia, a być może jest ono przed nami. Wczorajsze zachowanie cen wskazuje na to, że może dojść przynajmniej do zbliżenia do minimum z ostatniego czwartku.