To nie pozwalało na zmianę opinii o tym, że w ostatnim czasie rynek wyczerpuje swój wzrostowy potencjał. Wczorajsza zwyżka była tego dowodem. Po pierwsze, niska aktywność, a po drugie, jej niewielka skala nie pozwalają na optymizm.
Już wcześniej rynek zachowywał się, jakby łapał zadyszkę. Wzrost był podtrzymywany przez oczekiwanie na decyzję amerykańskiej Rezerwy Federalnej. Część uczestników rynku liczyła nawet na to, że w USA zostanie uruchomiony nowy program skupu obligacji. Mniej „pazerni" liczyli na przedłużenie Operacji Twist. To oni mieli rację. Wczorajsze notowania rozpoczęły się więc w sytuacji, gdy w najlepszym razie oczekiwania zostały spełnione. Oczekiwania, które już wcześniej zostały odzwierciedlone we wzroście cen akcji. Zasadne było więc wczoraj zapytać, co teraz ma przemawiać za zakupami? Czynnik Fed znikł, a tak naprawdę teraz działa negatywnie, gdyż ci, którzy kupowali przed posiedzeniem FOMC, będą chcieli skasować szybkie zyski.
Wygląda więc na to, że mamy przed sobą okres słabszych notowań. Pojawia się pytanie, czy ten okres słabszych notowań będzie tylko korektą ostatnich zwyżek, czy też będzie to powrót do spadków, jakie trwały od lutego do końca maja na naszym rynku? Nikt nie może mieć pewności, ale na razie chyba warto zakładać, że jest to tylko korekta w trendzie krótkoterminowym. Sygnałem, że może być inaczej, byłoby zamknięcie luki hossy z 11 czerwca. Jej poziom jest dość niski. Luka byłaby więc wykorzystana, gdyby ceny szybko spadały bez przystanków. Na to się nie zanosi. Można więc założyć, że w ramach wahań cen w kolejnych dniach pojawi się formacja szczytowa, która pozwoli na wyższe oparcie sygnału. Sygnał kończący wzrost będzie jednocześnie sygnałem powrotu do średnioterminowego trendu spadkowego. Jeśli dla kogoś to działanie będzie zbyt szybkie, o powrocie do spadków może pomyśleć dopiero po pokonaniu majowego dołka.