Sesja w Stanach zakończyła się wzrostem wartości tamtejszych indeksów. Indeks przemysłowy Dow Jones zyskał 0,49 proc., indeks S&P500 wzrósł o 0,15 proc., a Nasdaq o 0,33 proc. Nie będzie to jednak miało dla nas większego znaczenia. Nie chodzi nawet o to, że zmiany są tak małe, że mają ograniczony wpływ na wyceny, ale o to co działo się po sesji.

W trakcie regularnych notowań uwagę graczy skupiał na sobie Apple, który po zakończeniu sesji miał opublikować raport finansowy. Cen spółki wzrosła o prawie 2 proc., co miało być przejawem nadziei na dobre wyniki. Weryfikacja przyszła w trakcie notowań elektronicznych. Znaczenie wyników spółki ma wiele źródeł. To gigant, od pomyślności którego zależy sytuacja wielu innych przedsiębiorstw. To także jeden w ważniejszych elementów portfeli funduszy, z których jedna piąta posiada jakieś udziały w Apple. No i warto pamiętać, że mówimy o spółce, która  jest głównym elementem kilku indeksów, w tym S&P500 (udział ponad 3,5 proc.) i Nasdaq (ok. 10 proc.).

Na nastroje w trakcie sesji wpływały zmiany cen spółek, które wyniki finansowe podały dzień wcześniej. Wyraźnie rosła cena IBM (ponad 4 proc.), czy AMD (skok o ponad 11 proc.). Google zyskiwało na wartości ponad 5 proc. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Producent luksusowych toreb Coach stracił na wartości 16 proc., ale dla szerokiego rynku nie miało to znaczenia.

Znaczenie ma to, co działo się po sesji. Apple opublikował wyniki, a także prognozy. I to te drugie zaważyły. Spółka spodziewa się, że w II kw. uzyska przychód w kwocie 41-43 mld dolarów. Analitycy do tej pory spodziewali się wartości 45,6 mld dolarów. Co do wyników za poprzedni kwartał (dla spółki był to pierwszy kwartał roku obrachunkowego) to okazało się że dostawy iPhone wyniosło 47,8 mln sztuk, czyli niewiele mniej niż oczekiwane przez analityków 48 mln sztuk. Przychody w I kw. wyniosły 54,5 mld dolarów, co i tym razem nie spełniło oczekiwań rynku (55 mld dolarów). Wynik netto na akcję wyniósł 13,81 dolara na akcję. Te wszystkie informacje skutkowały jednym  - silną przeceną spółki, która straciła na wartości 11 proc. i pociągnęła za sobą indeksy.

Początek sesji nie musi być fatalny, bo łagodzić będzie go wzrost wartości japońskiego Nikkei, która wyniosła dziś 1,3 proc. Inna sprawa, że początek dnia nie jest tak ważny. Dla nas liczyć się będzie to, czy w trakcie sesji dojdzie do choćby próby walki z poziomem 2615 pkt. To  nadal jest poziom, który oddziela fazę korekty spadkowej i przypuszczalnego powrotu do trendu wzrostowego.