Gospodarka strefy euro od siedmiu kwartałów (licząc ostatnie trzy miesiące 2012?r.) hamuje, a od czterech kwartałów znajduje się w recesji. Tymczasem w USA dynamika PKB od przeszło dwóch lat oscyluje w okolicach 2 proc. rok do roku. Wyjątkiem był IV kwartał ub.r.
Podczas gdy w Europie wszyscy się zastanawiają, kiedy nadejdzie długo oczekiwane ożywienie, w Stanach Zjednoczonych od kilku tygodni sygnały napływające z gospodarki wskazują na wyczerpywanie się potencjału wzrostowego w krótkim terminie. W mojej ocenie, USA znajduje się w szczytowej fazie ekspansji w tym cyklu, a nadchodzące miesiące mogą przynieść, do pewnego stopnia zaskakujące, osłabienie koniunktury za oceanem.
Amerykański produkt krajowy brutto w IV kwartale ub.r. spadł o 0,1 proc. Analitycy oczekiwali wzrostu o ponad 1 proc.
Choć wyniki osiągane przez największą gospodarkę świata, mimo wszystko, nie imponują i w żaden sposób nie wskazują na przegrzanie, uważam, że właśnie spadek tempa rozwoju to najbardziej prawdopodobny scenariusz na przyszłość.
Należy pamiętać, że USA w dalszym ciągu znajdują się w długoterminowej fazie delewarowania. W skali całego kraju zarówno gospodarstwa domowe, jak i przedsiębiorstwa będą ograniczały zadłużenie. W tej sytuacji osiąganie zawrotnego, jak na tak ogromną gospodarkę, tempa wzrostu PKB rzędu 4–5 proc., co miało wielokrotnie miejsce w ubiegłym stuleciu, przed fazą delewarowania, jest praktycznie wykluczone.