Notowania na Wall Street zakończyły się spadkiem głównych indeksów akcji. Spadek jest wyraźny, choć nie dramatyczny. Nie można za taki uznać ubytek przez indeks przemysłowy 0,93 proc. swojej poprzedniej wartości. Także zmiana o -1,15 proc. indeksu S&P500 nie jest olbrzymia, choć z pewnością zauważalna. Największą stratę zanotował indeks Nasdaq, bo wyniosła ona 1,51 proc. Wpływ tego osłabienia na nasz rynek w dniu dzisiejszym będzie już ograniczony, gdyż my zdążyliśmy wczoraj uczestniczyć w większości tego ruchu. Niemniej brak poprawy nastrojów będzie działał dopingująco na niedźwiedzi.

To, że w USA nie doszło do jakiejś poważniejszej przeceny wydaje się być potwierdzone przez fakt, że wśród 30 spółek, które wchodzą w skład indeksu przemysłowego 29 straciło na wartości, a uchował się jedynie Boeing, któremu w tych warunkach udało się zyskać 0,5 proc. Zauważmy, niemal wszystkie papiery zanotowały ubytek wartości, ale sam indeks stracił mniej niż 1 proc. Zatem ten ubytek, choć nazwijmy go powszechny, nie był duży. Za wcześnie jest, by się nim przejmować.

Wśród zmian wycen spółek wchodzących w skład indeksu S&500 negatywnie wyróżniały się McGraw-Hill Cos. i Moody's Corp. Obie straciły ponad 10 proc. Agencja stała się przedmiotem niechęci inwestorów pod informacji, że amerykański Departament Sprawiedliwości zamierza pozwać agencję S&P za rolę, jaką jakby odegrała w wywołaniu kryzysu finansowego, co miało się sprowadzać do sztucznego zawyżania oceny instrumentów opartych o kredyty hipoteczne.

Wracając do naszego rynku, warto przygotować się na dalszy spadek cen. Trwa korekta spadkowa. Wczoraj popyt miał okazję pokonać poziom pierwszego oporu, co byłoby sygnałem nadchodzącej zmiany, ale to się nie udało. Skutek pojawił się tego samego dnia. Teraz ten skutek może być jeszcze bardziej znaczący. Powiększenie spadku nie zmienia mojej opinii o jego charakterze. Nadal zakładam, że to tylko korekta. Jednak jest jeden element, który jest konsekwencją pogłębienia tej korekty - zakres możliwego wzrostu, który miałby się pojawić po zakończeniu tejże korekty. Im głębiej spadniemy (a możliwy jest ruch nawet do listopadowego dołka) to trudniej będzie osiągnąć wyraźnie wyższe poziomy ponad to, co zostało osiągnięte w styczniu. Na razie nie ma co dramatyzować. Wczoraj indeks dopiero dotarł do poziomu połowy wzrostu z dwóch ostatnich miesięcy ubiegłego roku.