Tymczasem wcale tak być nie musi. Greckie akcje, których jeszcze nie tak dawno inwestorzy unikali jak ognia, zaledwie w ciągu trzech miesięcy zyskały ponad 30 proc. W tym samym okresie WIG może poszczycić się dorobkiem o połowę gorszym. Co więcej, sytuacja na rynku akcji w Helladzie wydaje się dopiero początkiem poważniejszego ruchu.

Po pierwsze, Grecja śladem Hiszpanii powoli wychodzi z kryzysu. Po drugie, pomimo blisko 140-proc. wzrostu indeksu Athex Composite od „dołka" w połowie 2012 roku, jego poziom jest nadal kilkakrotnie niższy zarówno od szczytu sprzed kryzysu na rynku „subprime", jak i informacji o możliwym bankructwie tego kraju. Po trzecie za pozytywnym scenariuszem dla tamtejszych akcji przemawiają fundamenty – wyceny wielu (bardzo dobrych) spółek są rekordowo niskie, a cięcia kosztów sprawiają, że dodatnie PKB przełoży się na ponadprzeciętną zyskowność działalności. Po czwarte, ryzyko związane z inwestycjami na greckim rynku znacząco spadło, co widać chociażby po wycenie długu – rentowność dziesięcioletnich obligacji spadła z 33,7 proc. w marcu 2012 do ok. 8,3 proc. obecnie. Otwierające się możliwości inwestycyjne dostrzegają też globalni gracze – od początku roku napływy do funduszy lokujących w Grecji wzrosły o 129 proc. wobec zaledwie 15 proc. do inwestujących w całej Europie.