Takowy trend trwał już wyraźnie od czerwca poprzedniego roku i w obliczu słabych danych makro ze Stanów oraz braku „jaskółek" w danych za kwiecień przeświadczenie o jego tak dynamicznej dalszej aprecjacji pozostaje znacząco osłabione. Czy jednak dolar ma szanse „pozbierać się" w najbliższym czasie?
Niewykluczone. Aby to zauważyć trzeba zdać sobie sprawę z faktu, że cały trend aprecjacyjny był oparty na oczekiwaniach podwyżek stóp procentowych w największej gospodarce świata oraz odpływie kapitału z rynków rozwijających się. Nie bez znaczenia była także globalne nastawienie do łagodzenia polityki pieniężnej, której przeciwieństwo stanowiły tylko Stany i Wielka Brytania. Tym samym można wyciągnąć wniosek, że słabość amerykańskiego dolara to efekt znacznego spowolnienia w I kw., któremu głównie zaszkodziła ujemna dynamika eksportu netto. (co może odłożyć w czasie pierwszą podwyżkę stóp w USA) Przejrzenie rachunków narodowych za ten okres pozwala zauważyć, że nie było to winą dynamicznego wzrostu importu, lecz spadku eksportu (-7,2% k/k w ujęciu zannualizowanym). Tutaj mogłyby pojawić się głosy mówiące o winie mocnego dolara, jednak ciężka zima rok temu także spowodowała spadek eksportu (wtedy -9,2% k/k A), co miało wtedy miejsce przy słabym jeszcze dolarze.
Wygląda na to, że umiarkowany optymizm Rezerwy Federalnej o przejściowości słabych nie jest bez pokrycia i dane za maj oraz czerwiec mają już potencjał do większego odbicia. Czy wywoła to powrót króla dolara na tron? Zależy od tempa podwyżek stóp przez Fed. Aktualnie rynek już w pełni wycenia, że Fed znajduje się na ścieżce podwyżek stóp, ale zdania co do jej tempa i skali są podzielone. Dlatego kluczowe będzie czerwcowe posiedzenie amerykańskiego banku centralnego. FOMC najpewniej nie dokona zmian stóp procentowych, ale rynek będzie miał możliwość dokładnie przepytać Yellen o wszystko co potrzeba.
Paweł Ropiak
Dział Analiz XTB