Z kolei pół roku mija od chwili ustanowienia dołka tej przeceny. Mimo upływu czasu notowania są ciągle niewiele powyżej dołka, a jednocześnie nadal połowę niżej niż rok temu. O ile w pierwszych czterech miesiącach odreagowanie spadków wyglądało niemal identycznie jak to z 2009 r. (po załamaniu związanym z globalnym kryzysem finansowym), o tyle ostatnio ta analogia legła w gruzach. Gdyby notowania poruszały się nadal po ścieżce z 2009 r., powinny teraz być już 80 proc. powyżej dołka, a tymczasem skala odbicia to obecnie mniej niż 20 proc. (była już większa).

Częściowo za rachityczne odreagowanie odpowiada ciągle mocny dolar. Do tego dochodzą fundamenty. Na podstawie rozmaitych danych statystycznych rysuje się następujący obraz rynku ropy: nadal rekordowe wydobycie, rekordowe zapasy, rekordowa nadpodaż, a wreszcie prognozy powolnego wzrostu globalnego popytu (głównie ze względu na sytuację w Chinach). Na razie załamanie cen nie doprowadziło do zahamowania wzrostu wydobycia w USA, gdzie postępy technologiczne w ostatnich latach mocno przesunęły w dół próg opłacalności.

Słabość odreagowania to rzecz jasna powód do narzekania dla tych rynków wschodzących, które uzależnione są od wydobycia surowca, takich jak Rosja. Jest to jednocześnie dobra wiadomość dla krajów rozwiniętych, a także dla Polski, która tradycyjnie jest importerem netto ropy.