Jej efektem stała się ich wyraźna słabość na wtorkowej sesji względem reszty rynku. Przy czym słabość ta przejawiała się w braku wzrostu, podczas gdy akcje wielu spółek zyskiwały. Liderem był KGHM. Dzięki wyraźnemu ruchowi w górę cen walorów kilku spółek podniosła się wartość WIG20, a tym samym i kontraktów na ten indeks. Zwyżka o 1 proc. może nie jest olbrzymia, ale znaczenie ma tu fakt, że w jej ramach udało się wyjść ponad poziom 1900 pkt. To był pierwszy zauważalny szczyt, a więc można uznać, że popyt zdołał wykonać minimum, by zainteresować się możliwością powstrzymania spadków.
Problemem jest to, że następuje to w końcówce roku, co zawsze rodzi podejrzenia, że mamy do czynienia z wysiłkami, których celem jest podrasowanie wyników kwartalnych. Poza tym wzrost cen dokonał się przy mizernym obrocie, co sprawia, że niełatwo o wniosek o rosnącej sile popytu. Mała ilość kapitału naraża rynek na zmiany, które mogą być szybko zanegowane, gdy już się jakiś poważniejszy kapitał pojawi.
Do bardziej wiarygodnych sygnałów będzie można zaliczyć dopiero pokonanie okolicy 2050 pkt. Wtedy doszłoby do wyjścia ponad kolejny ważny szczyt, a ponadto kurs kontraktów znalazłby się powyżej linii trendu spadkowego, która obejmuje cały tegoroczny spadek cen. Wtedy będzie można mówić o równowadze na rynku.