W końcu nie da się dyskutować z tezą, że spadki cen surowców były zbyt dotkliwe. Imponująca skala odbicia części towarów sprawiła, że bez poprawy sytuacji fundamentalnej dalsze wzrosty są niemożliwe. W końcu wiele rynków nadal jest charakteryzowanych przez ewidentną nadpodaż. Sytuacja na rynkach towarów ma poważne implikacje dla giełd – indeksy windowały spółki wydobywcze, które przy obecnych wycenach przestały być atrakcyjne. Korekta w notowaniach ropy przedłuża się już do dwóch tygodni. W rezultacie kurs baryłki brent jest kilkanaście procent poniżej kilkunastotygodniowych maksimów osiąganych w połowie marca. Odreagowanie – choć długie i silne – jest w dużej mierze uzasadnione. W końcu inwestorzy finansowi systematycznie budowali długą pozycję netto (rosła trzy tygodnie z rzędu i w sześciu na siedem ostatnich). Ba, okazuje się, że przewaga kupujących reprezentujących tę kategorię uczestników rynku nigdy nie była aż tak wyraźna. Dlatego też rozwijająca się korekta wymusiła na inwestorach wyjście z rynku. Sprzyja temu także zbliżające się spotkanie producentów w sprawie zamrożenia poziomu wydobycia ropy. Zostały do niego dwa tygodnie, a ostatnie doniesienia sugerują, że stronom daleko do porozumienia. Sugeruje to podtrzymanie spadkowej presji w kolejnych kilkunastu dniach.