Oczekiwano, że wielkość zamówień wzrosła o ponad 1,5 proc., a tymczasem wzrost wyniósł 0,8 proc. W ujęciu bez środków transportu zmiana wyniosła -0,2 proc. przy oczekiwaniach wynoszących +0,5 proc. Szczerze powiedziawszy, pojawienie się tak wyraźnej reakcji na te dane zastanawia. To może być wskazówką co do aktualnej kondycji popytu i podaży. O ile bowiem faktycznie dane okazały się słabsze od oczekiwań, to przecież tu jest mowa o zamówieniach, a więc o wielkości, która z miesiąca na miesiąc podlega fluktuacjom. Te różnice nie są aż tak duże, by same z siebie wywoływały niepokój. No, chyba że trafiły na podatny grunt. I właśnie to ostatnie spostrzeżenie może rodzić przypuszczenie, że przed nami raczej mniej optymistyczne dni.
Wrażliwość rynku na relatywnie mało istotne dane może być wskazówką, że gracze poszukują sygnałów, a napięcie między obozami jest duże. Rozładuje jest zmiana wycen. W naszym wypadku mogłoby się to przerodzić w powiększenie skali korekty spadkowej, a więc zejście wyraźniejsze pod poziom 1900 pkt. Poziom, który uchodzi wśród wielu za istotny, choć faktycznie większe znaczenie ma okolica 1800 pkt i dopiero jej pokonanie pociągałoby za sobą jakieś konsekwencje. Pocieszeniem dla byków jest to, że obrót na rynku akcji podczas spadków nie jest duży.