Patrząc na ostatni tydzień na warszawskiej giełdzie, można powiedzieć, że zapachniało nam korektą.
Na pewno klimat inwestycyjny na warszawskiej giełdzie zrobił się gorszy niż kilka tygodni temu. Szczęśliwie wsparciem pozostają jeszcze rynki bazowe, gdzie cały czas jesteśmy blisko szczytów. Z jednej strony na GPW faktycznie pachnie korektą, ale mimo to my również jesteśmy około 3–4 proc. od szczytów. To pogorszenie klimatu na GPW związane jest z podbiciem premii za ryzyko polityczne. Hossa na warszawskiej giełdzie była przecież wspierana zmianą polityczną w Polsce i nową narracją. W ostatnich tygodniach mieliśmy jednak wybory prezydenckie i już po I turze widać było, że wyniki są zaskoczeniem dla rynku, gdyż mieliśmy zwrot w prawą stronę. Potwierdzenie tego dostaliśmy w II turze, chociaż ten fakt rynek już wcześniej zaczął dyskontować. Obecnie mamy wyczekiwanie, co będzie dalej. Koniunktura na GPW zależy od tego, jak będą zachowywać się inwestorzy zagraniczni. Ci z kolei czekają na rozwój wydarzeń i odpowiedzi na pytanie, na ile faktycznie mamy do czynienia z chwilowym zawirowaniem, a na ile może dojść do mocniejszej destabilizacji politycznej.
Oprócz wyborów prezydenckich mamy jednak jeszcze zbliżające się głosowanie w sprawie wotum zaufania dla rządu oraz pomysły m.in. dodatkowego obciążania banków w koalicji rządowej. Czy te czynniki mogą sprawić, że korekta na GPW nie będzie wynosiła 3–4 proc., tylko np. 10–15 proc.?
W przypadku banków generalnie mam wrażenie, że ta narracja z mocno pozytywnej skręciła bardziej w kierunku neutralnej, a momentami nawet negatywnej. Osobiście nie jestem jednak aż takim pesymistą w odniesieniu do sektora bankowego. Wynik odsetkowy, w przypadku którego może być widać presję ze strony spadających stóp procentowych, to jedno, ale niższe stopy procentowe mogą pobudzić akcję kredytową, więc można nawet mówić o czynnikach, które się znoszą. Z drugiej strony, z perspektywy aktywnego inwestora, dobrze by było, aby hossa rynkowa rozlała się także szerzej, również poza sektor bankowy. Jeśli zaś chodzi o wątek polityczny: oczywiście negatywnym scenariuszem byłoby wejście koalicji rządzącej w bardzo agresywną retorykę nakierowaną na dodatkowe obciążanie spółek z udziałem Skarbu Państwa, co miałoby być obroną przed potencjalnymi przyspieszonymi wyborami. Gdyby do nich faktycznie doszło, pewnie moglibyśmy mówić o czarnym łabędziu na naszym parkiecie i premia za ryzyko z tego tytułu byłaby znacząca. Wtedy można byłoby też się zastanawiać, czy ta szeroka narracja wokół naszego rynku nie stoi pod znakiem zapytania. Na razie mamy grę polityczną. Czekamy na środę i exposé premiera.
Co jeśli nie banki? Gdzie upatrywałbyś nowych motorów wzrostów na GPW?
Problem z bankami jest taki, że jest to najbardziej płynny sektor i jeśli inwestorzy zagraniczni chcą mieć ekspozycję na polski rynek, to wykorzystują do tego właśnie banki. Tak jak jednak wspomniałem, ja osobiście banków bym całkowicie nie skreślał. Jeśli jednak szukamy innych ciekawych obszarów, to nie ukrywam, że jestem wielbicielem średnich i małych spółek. Moim zdaniem inwestorzy indywidualni tam przede wszystkim powinni szukać okazji, a tych jest mnóstwo. Obecnie widać chociażby zainteresowanie tematem zbrojeniowym, firmami, które mogą być beneficjentem pieniędzy z KPO, ciekawą kwestią jest też temat atomu.
Czy jednak sygnałem ostrzegawczym nie powinien być ostatni wysyp transakcji ABB. Z jednej strony cieszyć może fakt, że pakiety akcji rozchodzą się bez większych problemów, ale z drugiej sprzedaż akcji przez akcjonariuszy można też traktować jako sygnał, że cena stała się też wyjątkowo atrakcyjna.
Sprzedaż akcji przez insiderów może być negatywnym sygnałem, ale z drugiej strony, jak wrócimy pamięcią do czasów covidowych, to wtedy sprzedaż akcji przez insiderów ciężko jest traktować, z perspektywy czasu, jako sygnał do tego, by inni inwestorzy mieli też sprzedawać akcje. Wielu z nich wyszło z inwestycji przed znaczącymi wzrostami. Moim zdaniem rynek wrócił do pierwotnej funkcji, czyli możliwości sprzedaży akcji przez dużych akcjonariuszy. Mamy też sezon dywidendowy, a więc pozycje gotówkowe w funduszach zostały wzmocnione i mają one czym obracać. To, co mi nie do końca się podoba, to fakt, że brakuje transakcji, w których pieniądze faktycznie trafiałyby do samych spółek.