Według jednego z popularnych twierdzeń na temat relacji między koniunkturą na rynku akcji i sytuacją makroekonomiczną, giełda dyskontuje przyszłe wydarzenia w gospodarce. Jeśli to twierdzenie jest prawdziwe, to bessa musi skończyć się (skończyła się?) dużo wcześniej od recesji na Zachodzie i spowolnienia w polskiej gospodarce. Problemy jak zawsze zaczynają się, gdy próbujemy wyciągnąć praktyczne wnioski z takich ogólnikowych twierdzeń. Jakie konkretnie dane makro dyskontuje giełda i z jakim wyprzedzeniem? Jak odróżnić moment, w którym giełda dyskontuje faktyczną poprawę sytuacji fundamentalnej od zwyżki wywołanej przedwczesnymi nadziejami?
[srodtytul]Giełda niczym prorok?[/srodtytul]
Czy przypisywanie rynkowi akcji profetycznych zdolności jest w ogóle uzasadnione? O tym, że coś jest na rzeczy, przekonać się można, analizując choćby wydarzenia ostatnich dwóch lat. Bessa narodziła się już w lecie 2007 r., czyli w okresie, gdy żadnemu szanującemu się ekonomiście nie przyszło zapewne nawet do głowy, że ponad rok później światowymi rynkami trząsł będzie bezprecedensowy kryzys finansowy, który bardzo szybko przełoży się też na głęboką recesję w zachodnich gospodarkach.
W drugiej połowie 2007 r., gdy kursy akcji dopiero zaczynały się oddalać od historycznych szczytów, popularna wśród ekonomistów i analityków była teza mówiąca, że trend spadkowy na giełdzie jest zupełnie nieuzasadniony, ponieważ polska gospodarka jest w świetnej kondycji. Dopiero z czasem teza ta ugięła się pod wpływem coraz gorszych odczytów ekonomicznych. Dopiero w sierpniu 2008 r., czyli ponad rok po rozpoczęciu bessy, produkcja przemysłowa w Polsce spadła poniżej poziomu sprzed roku. Dopiero wtedy jasne stało się, że spadek cen akcji nie był wcale taki irracjonalny.
Czyżby więc faktycznie giełda była prorokiem? Czy można jakoś wytłumaczyć ten fenomen, czy należy po prostu przyjąć go jako swoisty dogmat? Wytłumaczenie wynika z faktu, że w gospodarce nic nie dzieje się z dnia na dzień. Wszystkie procesy rozwijają się stopniowo, często na przestrzeni wielu miesięcy. To, że apogeum kryzysu finansowo-gospodarczego miało miejsce na przełomie lat 2008 i 2009, nie oznacza, że wcześniej koniunktura była świetna. Przekonać się o tym można, analizując wykresy tzw. wskaźników wyprzedzających, które na bieżąco odzwierciedlają zmiany zachodzące w gospodarce – znacznie wcześniej niż oficjalne dane, takie jak odczyty PKB.