Patrząc jednak na to, co się dzieje na ulicach, cały czas widzimy, że powstają nowe budynki. Skoro kupujący przestają już akceptować wysokie ceny, to może mamy do czynienia z bańką na rynku?
Myślę, że nie można mówić o bańce. Kiedy porównamy obecną sytuację z okresem 2004–2008, widzimy, że wtedy ceny rosły o 30 proc. w ciągu roku. Teraz mamy do czynienia ze zwyżką rzędu 8–9 proc. Sytuacja jest więc nieporównywalna. Co więcej, wtedy bardzo duża część mieszkań była kupowana na kredyt i to kredyt, którego wartość przekraczała 100 proc. wartości mieszkania. Często były to dodatkowo kredyty we franku szwajcarskim. Teraz duża część mieszkań kupowana jest jednak za gotówkę. Nie ma kredytów bez wkładu własnego, nie ma kredytów w walutach obcych. Absolutnie więc nie spodziewam się wybuchu bańki. W pewnym momencie po prostu dojdzie do odwrócenia trendu. Ceny zaczną spadać i się urealniać. To, że widzimy bardzo dużo rozpoczętych budów w miastach, to z jednej strony efekt tego, że deweloperzy chcą skorzystać jeszcze z obowiązującego trendu. Z drugiej strony trzeba też pamiętać, że budują się nie tylko mieszkania, ale też biurowce.
Coraz częściej mieszkania kupowane są pod wynajem. Czy to jest dobra strategia na ten moment?
Faktycznie niskie stopy procentowe, które przekładają się na niskie oprocentowanie lokat czy też obligacji skarbowych, czyli tych teoretycznie bezpiecznych inwestycji, sprawiają, że ludzie szukają alternatyw dla swoich oszczędności. Stąd też popularność rynku najmu, na którym można średnio zarobić 4–5 proc. Oczywiście trzeba też pamiętać, że rynek najmu wiąże się z ryzykiem. Nie wiadomo chociażby, jak szybko uda się znaleźć najemcę, jak dużo będzie on nam w stanie zapłacić, jak długo będzie wynajmował mieszkanie i czy będzie uczciwie płacił. Jest też pytanie, jak często dane mieszkanie trzeba będzie remontować i jak duże koszty będą z tym związane. To wszystko powinno być wzięte pod uwagę przy tej inwestycji.
Struktura inwestycji pokazuje, że inwestycje w mieszkania wypierają m.in. te, które dotyczą rynku kapitałowego. Ten trend będzie się utrzymywał?
W tej chwili myślę, że tak. Widać, że w inwestycjach deweloperskich w dużych miastach, w atrakcyjnych miejscach bywa, że połowa mieszkań jest kupowana właśnie pod kątem inwestycyjnym, czyli pod wynajem. To pewnie też w pewnym momencie się skończy i pieniądze przepłyną w innym kierunku. Gdyby RPP podniosła stopy procentowe, to oczywiście wzrosłyby raty kredytów hipotecznych i część kupujących mieszkania zastanowiłaby się nad kolejną inwestycją. Poza tym oznaczałoby to też wzrost oprocentowania depozytów.