Kto dopłaca do galerii sztuki

W zawodzie marszanda liczy się prestiż, a nie zysk.

Publikacja: 06.07.2019 10:09

Foto: Sopocki Dom Aukcyjny

Od razu ujawnię tajemnicę intrygującego tytułu. Mam nadzieję, że przyciągnął on uwagę czytelników. Zwłaszcza tych wylegujących się na plaży.

W ostatniej dekadzie powstały nowe galerie sztuki. Ktoś może uznać to za dowód szybszego rozwoju rynku. Natomiast niektóre z tych firm utworzono tylko dla zbudowania wizerunku właścicieli.

Na przykład osoba czerpie dochody z wynajmu posiadanych lokali i z tych dochodów finansuje galerię. Galeria zatem nie jest przedsiębiorstwem, nie jest rentowna. Dzięki galerii jej właściciel występuje w roli marszanda i to jest jego jedyny zysk.

Handel sztuką postrzegany jest u nas jako snobistyczna, przyjemna, łatwa praca. Marszand na co dzień przebywa pośród modnych artystów i to daje mu prestiż. Marszand należy do „lepszego" towarzystwa.

Problem, który tu stawiam, nie jest marginalnym zjawiskiem. Wyliczyć mogę co najmniej kilkanaście firm, które funkcjonują na tej zasadzie. Nieświadomy obserwator rynku sztuki zakwalifikuje takie galerie jako przedsiębiorstwa przynoszące dochód, skoro istnieją od lat.

Kilkanaście lat temu stały się w Polsce modne kursy i uczelnie kształcące marszandów i antykwariuszy. Warto uczciwie ocenić dorobek tych szkół. Ilu absolwentów weszło do zawodu? Czy podjęli pracę w przedsiębiorstwach istniejących na rynku sztuki? A może z zasady otwierali własne firmy tylko po to, żeby w towarzystwie grać rolę marszandów?

W czym przechować nadwyżki finansowe?

Co ciekawego znajdziemy w bieżącej ofercie? 10 lipca odbędzie się aukcja Sopockiego Domu Aukcyjnego (www.sda.pl). Nawet w upalne wakacje oferta jest bogata, wystawiono ciekawe obrazy o kolekcjonerskiej wartości.

Wyróżnia się wyjątkowo mroczny w nastroju obraz z 1970 roku Zdzisława Beksińskiego. Dzieło ma muzealną wartość i wysoką estymację 190–230 tys. zł. W katalogowym opisie zaznaczono, że obraz wystawiany był w 1972 roku w Galerii Współczesnej RUCH Klub MPiK, Warszawa plac Zwycięstwa. Faktem tym powinien się zainteresować ktoś, kto napisze historię rynku sztuki w PRL. Wtedy świetnie działało upowszechnienie sztuki najnowszej.

W katalogu czytamy, że Witkacy zabiegał o względy sportretowanej w 1931 roku Felicji Turowskiej (reprodukcja obrazu powyżej). Witkacy zajmuje wysoką pozycję w naszej kulturze jako malarz, pisarz, filozof. Ranga jego dorobku będzie tylko rosła. Dziś wszystko wskazuje na to, że obrazy artysty będą w związku z tym drożały.

W portretach namalowanych przez Witkacego możemy przechować nadwyżki finansowe. To świetny temat na stworzenie efektownej kolekcji. W jakimś podręczniku historii literatury polskiej widziałem przedwojenne fotografie z warszawskiego mieszkania pisarza Tadeusza Boya-Żeleńskiego. Na ścianach wisiały gęsto obok siebie liczne obrazy Witkacego. Wyglądały doskonale.

Obrazy Stanisława Baja są niedoszacowane. Licytowany będzie mistrzowski pejzaż „Rzeka Bug w Dołchobrodach" z estymacją 20–24 tys. zł. Stanisław Baj (ur. 1953) jesienią będzie miał wielką wystawę w stołecznej Galerii aTAK prowadzonej przez kolekcjonera Krzysztofa Musiała. Czy dzięki temu wzrośnie zainteresowanie obrazami artysty?

Obraz Jerzego Dudy-Gracza to malarski felieton. Obraz nosi tytuł „Motyw Polski – Obiad bohaterów". W katalogu zacytowano słowa artysty: „Jestem chory na Polskę".

W opisie katalogowym zdecydowanie przesadzono, że Duda-Gracz zrobił zawrotną karierę na świecie. To nieprawda! Gdyby faktycznie miał międzynarodową pozycję, to jego obrazy licytowano by w Londynie lub Nowym Jorku i kupowaliby je obcokrajowcy. Faktem jest, że licytowane są na prowincjonalnym rynku nad Wisłą. Nasz rynek sztuki ma jedynie lokalne znaczenie.

Piękny obraz bez historii

Na okładce katalogu aukcji reprodukowano obraz Jana Stanisławskiego. Klasyk młodopolskiego malarstwa, piękny obraz, niestety nie ma żadnej historii! Nie wiemy, w jakich kolekcjach był ten obraz, gdzie był wystawiany, reprodukowany. To cecha naszego młodego rynku. Dorobek nawet najważniejszych artystów nie został skatalogowany przez naukowców. Polscy historycy sztuki bardzo często zajmują się problemami wydumanymi, zamiast tworzyć opracowania poszukiwane przez konsumentów sztuki oraz marszandów.

Najwyższą estymację 600–700 tys. zł ma „Pejzaż" z 1951 roku Mojżesza Kislinga. Dla mnie najważniejszą informacją jest to, że obraz należał do genialnego pianisty Artura Rubinsteina.

Obraz z takim rodowodem w oczywisty sposób nobilituje każdego kolekcjonera. Pojawia się zatem pytanie, dlaczego sprzedany na świecie obraz nie zainteresował międzynarodowych nabywców. Moje pytanie nie deprecjonuje jakości obrazu. Namawiam tylko do rewidowania schematów myślowych dotyczących rynku sztuki.

Mojżesz Kisling (1891–1953) urodził się w Krakowie i tam ukończył studia. W Paryżu odniósł za życia oszałamiający sukces artystyczny i towarzyski. Oferowany „Pejzaż" pochodzi z Sanary-sur-Mer, rejonu Francji, gdzie od zawsze gromadzili się artyści i literaci. Przyjeżdżali tam nawet Ernest Hemingway i Tomasz Mann. Kisling w 1926 roku zbudował tam willę i uwieczniał pejzaże z południa Francji.

Na koniec jeszcze jedna ciekawostka dotycząca kondycji krajowego rynku sztuki. W czasach PRL Desa miała w Warszawie reprezentacyjny lokal z obrazami przy Nowym Świecie róg Wareckiej. Na początku tego stulecia lokal zajęła Desa Unicum. Firma początkowo sprzedawała tam obrazy. Przechodzily tam miliony ludzi, oglądaly sztukę. Jednak wynajęto lokal na handel bielizną. Wynajem na ten cel był bardziej opłacalny?

Parę lat temu firma handlująca bielizną wyniosła się. Lokal stał pusty. Ogłoszeniami szukano najemcy. I właśnie jest. To Manufaktura Cukierków. Nie jest to zatem handel obrazami ani antykami. Sprzedaż cukierków, jak się okazuje, jest bardziej opłacalna. Dlaczego o tym piszę? Dzięki znajomości takich faktów możliwa jest realistyczna ocena kondycji rynku sztuki.

Inwestycje alternatywne
Małe sztabki i złote monety królują w rosnących zakupach Polaków
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Inwestycje alternatywne
Pozycja długa na rynku sztuki
Inwestycje alternatywne
Retro jest w cenie: BMW 501. Barokowy anioł
Inwestycje alternatywne
Ciągle z klasą!
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Inwestycje alternatywne
Wysoka cena niewiedzy
Inwestycje alternatywne
Pułapki inwestowania w sztukę