– Nic mi nie wiadomo, aby trwały jakieś starania o zamianę formy upadłości – mówi Dariusz Sitek, syndyk Polskiego Jadła. Odsyła do rady nadzorczej spółki.
– Likwidacja jest przesądzona. Szans na układ nie ma. Zabrakło dobrej woli po stronie niektórych osób – ocenia Jan Kościuszko, przewodniczący rady nadzorczej i wiodący akcjonariusz spółki. Był też jej wieloletnim prezesem. – Zrobiłem rachunek sumienia. Owszem, popełniliśmy kilka błędów. Za szybko i za mocno chcieliśmy wejść w model franczyzy operatorskiej. Ale na to nałożyła się trudna sytuacja ekonomiczna. Banki przestały być skłonne do dobrej współpracy – mówi Kościuszko.
Jeszcze rok temu wydawało się, że Polskie Jadło wyszło na prostą. Jednak jesienią zaczęły napływać niepokojące wieści. Umowy spółce wypowiedziały Bank Pocztowy oraz BNP Paribas. W przypadku tego ostatniego chodziło o kredyt we frankach szwajcarskich. – Z walutowym kredytem dalibyśmy sobie radę. Ale decyzja Banku Pocztowego była już całkowicie nieracjonalna. Zresztą potem współpraca z tym bankiem też układała nam się źle – narzeka Kościuszko. Twierdzi, że postawa Banku Pocztowego uniemożliwiła spółce sprzedaż nieruchomości, co mogłoby pomóc w rozwiązaniu sporej części problemów.
Kościuszko podpadł inwestorom, gdy rok temu razem z synem sprzedawali akcje zanim problemy spółki wyszły na jaw. Sprawę pod lupę wzięła Komisja Nadzoru Finansowego. – Jest w toku – mówi Łukasz Dajnowicz z urzędu KNF.
Pod koniec stycznia sąd ogłosił upadłość likwidacyjną Polskiego Jadła. Decyzja uprawomocniła się 15 lutego. To oznacza, że za kilka dni Polskie Jadło zniknie z giełdy. Zgodnie bowiem z przepisami, pół roku od uprawomocnienia się decyzji sądu akcje likwidowanej spółki są wycofywane z obrotu.