Powoli odżywają dużo mniejsze, choć równie stare i znane jak Vistula, firmy odzieżowe, takie jak giełdowe Próchnik i Bytom. Czy i pod jakimi warunkami daje im Pan szanse na dynamiczny rozwój?
Nie chciałbym być wyrocznią rynku, oceniając szanse powodzenia innych firm. Vistula jako pierwsza skoncentrowała się na tworzeniu spójnych stylistycznie kolekcji oraz zaczęła rozwijać własną sieć dystrybucji. To nam dało bardzo dużą przewagę. Idąc dziś w nasze ślady, Próchnik czy Bytom musiałyby się liczyć z nami jako konkurentem mającym już wypracowaną, silną pozycję na polskim rynku. Dodatkowym atutem w relacjach z innymi przedsiębiorstwami o podobnym rodowodzie jest to, że znajdujemy się na bardzo dobrej pozycji w segmencie garniturów. Czyli w segmencie, który daje dużą swobodę rozszerzania asortymentu, oferowania pełnej kolekcji odzieży męskiej. W dużo trudniejszej sytuacji jest, na przykład, Próchnik, specjalizujący się dotychczas w znacznie bardziej zawężonym sektorze rynku odzieżowego (produkuje głównie płaszcze i kurtki, ale stara się rozszerzać asortyment, w tym o odzież damską - red.). Z tego, co mi wiadomo, Bytom dokonał już wyboru i chce pozostać przy swojej dotychczasowej specjalizacji, obejmującej klasyczną odzież męską. Vistula odeszła od tego modelu już pod koniec lat 90. Wtedy także widać było zasadnicze różnice w strategii Bytomia i Vistuli.
Bytom i Próchnik sięgają ostatnio często i bardzo śmiało do kieszeni inwestorów po pieniądze na inwestycje. A Vistuli oferta publiczna nie chodzi po głowie?
Vistula jest firmą o jednym z wyższych wskaźników rentowności w branży. Uwzględniając amortyzację spółka "produkuje" około 20 mln zł gotówki rocznie, co oznacza, że stać nas na finansowanie dalszego rozwoju ze środków własnych. Dodatkowe finansowanie w postaci funduszy pochodzących z oferty publicznej nie jest teraz konieczne.
Trzy lata temu spółka balansowała na krawędzi bankructwa, z trudem przekonała wierzycieli do restrukturyzacji zobowiązań. Zdaje się, że teraz nie ma kredytów bankowych, a zobowiązania krótkoterminowe wynikają tylko z umów handlowych. Czy to optymalna, Pana zdaniem, struktura finansowania?