Teza, że czas oczekiwania może wpłynąć niekorzystnie na sytuację konkurencyjną polskich przedsiębiorstw, jest łatwa do udowodnienia. Koncerny zagraniczne już od jakiegoś czasu przygotowują się do spadku koniunktury, poprawiając efektywność organizacyjną i wprowadzając systemy zarządzania nastawione na wzrost wartości dla ich akcjonariuszy (m. in. BASF, DSM), podczas gdy większość rodzimych firm czeka z wprowadzaniem jakichkolwiek zmian. Mało tego, sytuacja na rynku dostaw gazu, podstawowego surowca dla tego sektora, jest skomplikowana: cena nieustannie rośnie, a do tego dochodzą jeszcze potencjalne kłopoty z zaopatrzeniem, które mogą doprowadzić nawet do przestojów w produkcji. Aby przetrwać, konieczne jest więc nie tylko usprawnienie procesów wytwórczych i zarządczych, ale także poszukiwanie nowych rynków lub sposobów pozyskania surowców alternatywnych dla gazu.
Pamiętajmy też, że koncerny międzynarodowe coraz częściej przenoszą produkcję do krajów charakteryzujących się niższymi kosztami pracy, łagodniejszymi wymaganiami ekologicznymi oraz posiadającymi dostęp do gazu ziemnego i taniej energii. Polska nadal znajduje się w tej grupie, ale o tym, czy w niej pozostanie, decydować będzie to, na ile jesteśmy w stanie poprawić efektywność produkcji, głównie poprzez zmniejszenie kosztów operacyjnych. Jeżeli nie wykorzystamy tej szansy, wprowadzając szybkie zmiany organizacyjno-zarządcze, nie będziemy w stanie konkurować z Rosją czy z krajami Ameryki Południowej i Półwyspu Arabskiego. Fakt, że do przetargu na zakup polskich firm sektora wielkiej chemii nie zgłosił się żaden z "możnych" tego świata, nie jest przypadkiem.
Chemia przyspiesza
Sytuację na światowym rynku chemicznym dodatkowo komplikuje skrócenie się cyklów koniunkturalnych. Dziś już wyraźnie widać, że dotychczasowe 4-7-letnie okresy trwania koniunktury skracają się nawet do 1-2 lat. Może to oznaczać głębokie załamanie rynku chemicznego, przejawiające się znacznym obniżeniem konkurencyjności krajowych firm tego sektora. Jest to szczególnie poważne zagrożenie, gdyż dobrze jeszcze pamiętamy, że poprzednia dekoniunktura z lat 2000-2003 doprowadziła wiele polskich przedsiębiorstw sektora na krawędź bankructwa i jedynie interwencja państwowego właściciela uratowała je od plajty. Dziś na taką pomoc nie można liczyć: po wstąpieniu Polski do UE korzystanie z pomocy publicZmarnowano także szansę na przetrwanie dekoniunktury poprzez realizację interesujących rynkowo inwestycji w okresie prosperity. Pozwoliłyby one na osiągnięcie wystarczającej efektywności ekonomicznej, umożliwiającej przetrwanie trudnych czasów. Polski sektor chemiczny - zajęty sporami o model przekształceń własnościowych - nie wykorzystał tej szansy.
W tej sytuacji nie może dziwić, iż trwający latami brak decyzji o dalszych losach zakładów WSCh spowodował też brak dostatecznego postępu w restrukturyzacji kosztów i organizacji. Czasy nie sprzyjały śmiałości w podejmowaniu decyzji inwestycyjnych, zwiększaniu wydajności czy nakładów na badania i rozwój. Nieliczne wyjątki potwierdzają regułę. Wydłużony proces prywatyzacji obniżył efektywność procesów restrukturyzacyjnych. Nie było zgody co do tego, czy ma je przeprowadzać państwowy właściciel, czy już nowy inwestor. W efekcie uczyniono niewiele, choć zarządy niektórych spółek - trzeba to przyznać - próbowały, w miarę swoich możliwości, racjonalizować warunki działania.
A gdyby jednak?