Uaktualniona przed rokiem strategia Orlenu mówi o tym, że w 2007 r. koncern po raz pierwszy pozyska ropę naftową z własnych źródeł. Czy sytuacja w chwili, gdy opuszczał Pan spółkę, dawała nadzieję na zrealizowanie tego planu?
Zaawansowanie prac nad pozyskaniem dostępu do złóż ropy pozwala, moim zdaniem, na to, żeby oczekiwać realizacji tego celu. Zresztą opracowując rok temu strategię dotyczącą wydobycia, wyznaczyliśmy takie cele, które - w zestawieniu z możliwościami kadrowymi i innymi, jakimi dysponował wtedy Orlen i praktycznie zerowym doświadczeniem - były po prostu realistyczne.
Czy to oznacza, że wielkości, które władze Orlenu zapisały wtedy w strategii - 400 tys. ton ropy z własnych źródeł w tym roku i 1,2 mln ton w 2010 roku - nadal są aktualne?
Mogą być aktualne, choć to już decyzja koncernu. Chcę zaznaczyć, że dla nas w tamtym okresie najważniejszym celem, który zakomunikowaliśmy rynkowi, oprócz konkretnych ilości ropy, była kwestia tzw. współczynnika integracji, czyli stopnia pokrycia zapotrzebowania rafinerii na surowiec ropą z własnych źródeł. Mówiliśmy o mniej więcej liniowym dojściu w 2015 r. do poziomu co najmniej 20 proc. Ale to się odnosiło do zapotrzebowania sprzed zakupu Możejek. Dlatego rozpoczynając w grudniu 2006 r. prace nad kolejną aktualizacją strategii, wynikającą m.in. z zakupu litewskiej spółki, chcieliśmy uwzględnić w planach wydobywczych odpowiednie zwiększenie zdolności przerobu ropy przez całą grupę. Gdybyśmy chcieli osiągnąć ten sam współczynnik integracji w 2015 r., to oznaczałoby to konieczność poniesienia większych wydatków i zwiększenia skali działalności wydobywczej. Taki wariant był bardzo poważnie brany pod uwagę.
Prace nad aktualizacją strategii rozpoczęto jeszcze za Pana czasów. W jakim kierunku przebiegały?