Najpopularniejszym - i praktyczne jedynym - stosowanym na warszawskim parkiecie wskaźnikiem nastroju jest WIGOMETR. Jego wartości, wyznaczone na podstawie ankiet kierowanych do fachowców zajmujących się giełdą, publikowane są co tydzień przez GPW.
Pesymizm fachowców
Wskazania WIGOMETRU są raczej mało rzetelne i trudno doszukać się ich bezpośredniego przełożenia na koniunkturę rynkową. W efekcie nie jest nawet pewne, jak powinno się go czytać: dosłownie czy może na kontrariańską modłę. Nie warto go jednak ignorować. Szczególnie gdy jego wartości znacznie odbiegają od normy, a te są ostatnio naprawdę wyjątkowe.
Jeśli wierzyć wskazaniom WIGOMETRU, giełdowi fachowcy jak nigdy dalecy są obecnie od optymizmu. Średnia miesięczna sięgnęła w miniony piątek -40 punktów. Czy to mało? Jeszcze nigdy od czasu, gdy GPW zaczęła rozsyłać pytania do rynkowych specjalistów, nie byli oni bardzie pesymistyczni.
Nie tylko ankietowani przez GPW eksperci nie są szczególnie dobrej myśli. Optymizmu brakuje również analitykom sporządzającym rekomendacje maklerskie. Jeżeli policzymy stosunek wydanych w ostatnim miesiącu rekomendacji pozytywnych ("kupuj", "akumuluj" itp.) do wszystkich sporządzonych raportów, otrzymując w ten sposób prostą alternatywę dla WIGOMETRU, okaże się, że również autorzy rekomendacji nie są szczególne entuzjastyczni. Zaledwie 55 proc. wszystkich raportów analitycznych opublikowanych w ostatnim miesiącu zachęcało do kupowania papierów różnych firm. Pozornie może się to wydawać nawet sporo. Dotychczas jednak - w 2007 roku - tylko dwukrotnie było ich mniej i za każdym razem nie wróżyło to nic dobrego. Pierwszy raz miało to miejsce na początku stycznia i zwiastowało 300-punktowy spadek WIG20. Kolejny raz - ponad miesiąc później - stało się zapowiedzią podobnej wielkości korekty. Czy i tym razem będzie podobnie? Jak dotychczas indeks blue chipów kontynuuje swój marsz w górę, nie przejmując się szczególnie kurczącym się wsparciem ze strony fachowców. Trudno jednak przypuszczać, żeby taka sytuacja mogła się długo utrzymać.