Choć korzystanie z usług animatorów przez pierwsze dwa lata od debiutu było obowiązkowe, to świadczący je dom maklerski nie musiał zaopatrywać się w akcje klienta jeszcze przed ich notowaniem.

Taka sytuacja zdaniem władz giełdy powodowała, że na pierwszej sesji dochodzić mogło do znacznych skoków kursu spowodowanych brakiem płynności. Przykładem może być debiut Platinum Properties Group w październiku ub.r. Jedno zlecenie spowodowało wywindowanie kursu spółki o 24 tys. proc. – mimo, że formalnie PPG miało animatora.

Nowe obowiązki nie są jednak dla brokerów nowością. – Jeszcze przed zmianą regulacji staraliśmy się mieć akcje animowanej spółki w portfelu przed debiutem, biorąc pod uwagę specyfikę pierwszego dnia notowań – mówi Wojciech Wrzoł, dyrektor działu animacji w Beskidzkim Domu Maklerskim. Podkreśla, że nowe wymogi okazać się mogą pewną komplikacją dla spółek, które wchodzą na rynek bez organizowania emisji. – W takiej sytuacji debiutant sam musi znaleźć akcjonariusza, który sprzeda akcje animatorowi w ramach umowy cywilnoprawnej – wyjaśnia.

Brokerzy twierdzą, że w przypadku NewConnect wydatki na zakup papierów nie są duże – sięgają 10–20 tys. zł na spółkę. Dodatkowo sprzedaż akcji animatorowi przed debiutem może hamować chęć ustalenia zbyt wysokiego kursu odniesienia na pierwszą sesję (cena transakcji będzie jedną z wytycznych).

Do­my ma­kler­skie po­zy­tyw­nie oce­nia­ją ini­cja­ty­wę GPW. – W przy­pad­ku bar­dzo wie­lu spółek pierw­sze se­sje tak bar­dzo od­bie­ga­ły od ko­lej­nych, że możli­wość zwięk­sze­nia po­da­ży ak­cji mo­że oka­zać się bar­dzo przy­dat­na w ce­lu usta­bi­li­zo­wa­nia no­to­wań, unie­możli­wia­jąc ogrom­ne wzro­sty przy ni­skich ob­ro­tach – mó­wi An­drzej Cha­błow­ski z DM Amer­bro­kers.