Najciekawszym bodajże momentem dwudniowej konferencji, zorganizowanej przez CASE w Warszawie pod nazwą "10 lat po... Transformacja i wzrost w krajach postkomunistycznych", było wystąpienie Stevena Friesa z Banku Światowego. Przygotowany przez niego i kilku innych ekspertów referat pt.: "Konkurencja, miękkie ograniczenia budżetowe i wyniki przedsiębiorstw w gospodarkach przechodzących transformację" przedstawia typowe dylematy, wobec których stoją zarządy firm, a także ludzie odpowiedzialni za politykę gospodarczą. Czy jest jakiś przedsiębiorca, który kocha konkurencję? Czy któryś z nich nie marzy o tym, by zniknęła zmora ograniczeń finansowych, jakim firma jest poddana?Wolna konkurencja i twardy rachunek ekonomiczny są dobre dla gospodarki, ale przedsiębiorcom utrudniają życie. Dlatego wielu z nich zabiega o specjalną ochronę ze strony państwa lub buduje na rynku pozycję monopolistyczną. To są sprawy znane i opisywane od ponad stu lat. Jednakże w krajach pokomunistycznych odkrywane są na nowo. Menedżerowie, szczególnie ci, zarządzający państwowymi przedsiębiorstwami, stwierdzają z pewnym zdziwieniem, że wolny rynek zmusza ich do bardziej wytężonej pracy, że nikt nie gwarantuje zbytu po opłacalnej cenie, że pojawia się konkurencja krajowa lub zagraniczna.Szefowie państwowych przedsiębiorstw bronią swej pozycji, organizując naciski na rząd, by ten rozluźnił restrykcje budżetowe i chronił je przed konkurencją. W naciskach pomagają załogi, gotowe strajkować i organizować demonstracje przeciwko zasadom wolnego rynku. Co więcej, uzyskują poparcie dużej części opinii publicznej, która godzi się z następującym rozumowaniem: twarde ograniczenia budżetowe przedsiębiorstw przyczyniają się do spadku ich produkcji i w konsekwencji spadku zatrudnienia. To jest przypadek górnictwa węglowego, hutnictwa, przemysłu zbrojeniowego. Produkcja ograniczana jest także przez konkurencję, która przechwytuje część rynku, dotychczas kontrolowanego przez państwowe przedsiębiorstwo. Twarde realia finansowe i konkurencja są przyczyną bankructwa wielu firm i związanego z tym bezrobocia. Receptą na to ma być zatem rozluźnienie restrykcji budżetowych, zgoda na anulowanie długów lub specjalne linie kredytowe, pozwalające rozwiązać problemy płynności. Konkurencję, zwłaszcza zagraniczną, należy z rynku usunąć, odgradzając gospodarkę wysokimi cłami.Badania przedstawione przez Stevena Friesa dowodzą całkowitej błędności tego rozumowania. Dla ludzi znających teorię ekonomii nie ma w tym niczego nadzwyczajnego. Ale teoria nie jest w poważaniu u opinii publicznej. Łatwiej docierają namacalne fakty i przykłady. Otóż z badań wynika, że istnieje silna korelacja między twardymi ograniczeniami budżetowymi firm a ich innowacyjnością. Co więcej, w tych segmentach gospodarki, w których twarde ograniczenia budżetowe rzeczywiście działają, następuje wzrost produkcji. Istnieje też wyraźny statystyczny związek między poziomem konkurencyjności danego segmentu rynku a innowacyjnością i dynamiką sprzedaży w przedsiębiorstwach.W dodatku poziom konkurencji i rodzaj ograniczeń budżetowych są silnie związane ze strukturą własności firm. Problemem są wielkie przedsiębiorstwa państwowe i całe branże, zdominowane przez takie przedsiębiorstwa. Firma sprywatyzowana, a zwłaszcza prywatna od początku, łatwiej poddaje się regułom gry na konkurencyjnym rynku. Jeżeli firmy odczuwają presję konkurencyjną i nie mogą jej rozluźnić poprzez "miękkie" finansowanie (na przykład zaniechanie płacenia podatków) są skłonne do innowacji i poprawy efektywności działania. Na rynku konkurencyjnym przetrwają najlepsze firmy, które ostatecznie zwiększają swoją produkcję.Bankructwo słabych przedsiębiorstw nie jest nieszczęściem. Otwiera pole dla firm lepszych, które wprowadzają innowacje i stwarzają stabilne miejsca pracy. Ten mechanizm został opisany przed siedemdziesięciu laty przez Schumpetera i nazwany przez niego "twórczą destrukcją". Badania ekspertów Banku Światowego potwierdzają, że "twórcza destrukcja" zaczyna przynosić pozytywne efekty także w krajach przechodzących transformację ustrojową.

Witold Gadomski

publicysta "Gazety Wyborczej"