Międzynarodowi inwestorzy nie głosują na walnych

Jeśli spółki ze środkowej i wschodniej Europy chcą notować akcje za granicą, to najczęściej wybierają Londyn. Akcje te notowane są na tamtejszej giełdzie w formie GDR-ów.W ciągu ostatnich kilku lat znacznie rozwinął się ten rynek wtórny w Londynie i obecnie są na nim notowane GDR-y 30 spółek z Europy Środkowowschodniej. Wkrótce 31. będzie PKN. Wraz z kontynuacją procesów prywatyzacyjnych firm tych będzie zapewne przybywać, bo łatwiej będzie im pozyskać duże kapitały właśnie w Londynie niż na rodzimych rynkach.Emitowanie GDR-ów wydaje się więc rozsądnym rozwiązaniem, ale też pojawiają się ostatnio opinie, że powinno to przynosić więcej korzyści niż tylko prestiż. Chodzi przede wszystkim o to, że posiadacze GDR-ów nie wykorzystują konstruktywnie swoich głosów na walnych zgromadzeniach spółek, a stosowane przez Londyn kryteria dopuszczeniowe dla GDR-ów nie zachęcają do lepszego zarządzania firmami. Rzecz w tym, że kryteria dopuszczeniowe regulujące emisje GDR-ów są takie same, jak na krajowych rynkach emitentów. A z tym jest bardzo różnie. O ile bowiem przepisy regulujące działalność giełd w Warszawie i Budapeszcie uważane są na ogół za dobre, o tyle w innych krajach tego regionu wygląda to znacznie gorzej. Z kolei londyńskie kryteria dopuszczeniowe, uważane za najlepsze w Europie, stosowane są jedynie wobec spółek zabiegających o notowania na głównym parkiecie tamtejszej giełdy.Sprawa staje się tym bardziej istotna, że obrót akcjami spółek mających GDR-y nieuchronnie przenosi się do Londynu z ich krajowych giełd. Obroty węgierskimi akcjami w Londynie w pierwszych trzech kwartałach tego roku sięgnęły 4,4 mld funtów, a polskimi przekroczyły 3,1 mld funtów. Pojawiają się głosy, że jeśli Londyn staje się głównym ośrodkiem płynności dla jakiejś spółki, to jej akcje powinny być dopuszczone na główny parkiet tamtejszej giełdy.Rynek GDR-ów jest dla niej lukratywny, ale utrzymuje ona, że główną rolą emisji tych papierów jest poszerzenie bazy inwestorskiej spółek i zrównoważenie oczekiwań emitentów i inwestorów. Programy GDR-ów byłyby jednak bardziej efektywne, gdyby posiadacze tych kwitów częściej wykorzystywali prawo głosu. Teraz, zdaniem bankowców, rzadko biorą udział w głosowaniach, a banki depozytowe, które przechowują GDR-y w imieniu inwestorów, najczęściej głosują tak, jak zarządy spółek, jeśli nie mają innych instrukcji.- Międzynarodowi inwestorzy bywają leniwi - raczej wolą sprzedać GDR-y niż głosować, jeśli czują, że w spółce dzieje się coś złego - powiedział jeden z bankowców. Natomiast gdyby zechcieli nieco bardziej wykorzystywać swoje prawo głosu, to spółki więcej by skorzystały z programów GDR-ów.

J.B.