Inflacja i koniec roku zniechęcają inwestorów do rynków środkowoeuropejskich

Rynki obligacji w Europie Środkowej nie zachowują się tak, jak oczekiwałaby tego Bruksela. Podczas gdy Komisja Europejska jest zadowolona z postępu w krajach starających się o członkostwo w Unii, rynki w ostatnich miesiącach są coraz bardziej ostrożne co do perspektyw konwergencji.

Znajduje to odzwierciedlenie w powiększaniu się różnicy rentowności między niektórymi środkowoeuropejskimi obligacjami a niemieckimi obligacjami rządowymi, z którymi właśnie miałyby się one zrównywać. Od czerwca bieżącego roku różnica rentowności między polskimi obligacjami pięcioletnimi i niemieckimi papierami o takim samym terminie zapadalności powiększyła się o 170 punktów bazowych, aczkolwiek ogólny trend wciąż jeszcze zmierza ku konwergencji.Zdaniem bankowców, wpływa na to kilka czynników. Tak jak w innych częściach rynku kapitałowego o stosunkowo wysokim ryzyku, obawy przed problemem komputerowym roku 2000 spowolniły napływ inwestycji na środkowoeuropejskie rynki akcji i obligacji. Charles Robertson zajmujący się europejskimi emerging markets w ING Barings zwraca też jednak uwagę na psychologiczny aspekt całego zagadnienia. - Teraz przystąpienie krajów środkowoeuropejskich do unii walutowej jest kwestią przyszłego tysiąclecia. W przyszłym roku będzie zaś kwestią tej samej dekady - powiedział Robertson gazecie "Financial Times".Drugi powód niepokojów zachodnich inwestorów i analityków to inflacja. - W Polsce i na Węgrzech inflacja wzrosła, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, i na koniec roku będzie wyższa niż pierwotnie zakładano - powiedział Andrew Kenningham z Merrill Lynch. Rosnący deficyt rachunku obrotów bieżących w Polsce też wywiera presję na naszą walutę, co znajduje odzwierciedlenie w rosnącym oprocentowaniu krajowych obligacji.W związku z tym w najnowszym raporcie Komisji Europejskiej zwrócono uwagę na zróżnicowaną sytuację krajów środkowoeuropejskich ubiegających się o przystąpienie do Unii. Jeszcze w zeszłym roku w Brukseli powszechne było przekonanie, że Czechy, Węgry i Polska wejdą do Unii jednocześnie. - Teraz jest już oczywiste, że każdy kraj będzie miał swoją własną drogę do Unii. Nie można tak samo traktować Czech z inflacją wynoszącą 1,2%, jak Polski z 8-proc. inflacją - powiedział Robertson. Zwrócił jednak uwagę, że niska inflacja w Czechach i niewielki deficyt budżetowy są wynikiem recesji gospodarczej. Niektórzy obserwatorzy w związku z tym wyrażają wątpliwość, czy Czechy zdołają przyłączyć się do Unii w tym samym czasie co Polska i Węgry.

J.B.