MFW stawia warunki Centralnemu Bankowi Rosji

Międzynarodowy Fundusz Walutowy zażądał od Centralnego Banku Rosji, aby sprzedał udziały w swoich bankach działających za granicą. Prezes CBR Wiktor Gieraszczenko na razie odmawia. Jednak jego opór może spowodować, że Rosja nie otrzyma nowych kredytów - twierdzi niemiecki "Handelsblatt".Kierownictwo Funduszu czeka na szczegółowy raport z niedawnej wizyty w Rosji dyrektora II Departamentu Europejskiego MFW Johna Oldinga-Smee. Od tego dokumentu zależy, czy Moskwa otrzyma kolejną transzę kredytów (640 mln USD) przeznaczonych na spłatę zagranicznego zadłużenia (do końca tego roku będzie to ją kosztowało jeszcze ok. 800 mln USD). Poza tym MFW już od dawna domaga się zaostrzenia dyscypliny przy konstruowaniu budżetu Rosji na 2000 r. oraz zgody (raz na kwartał) na kontrolę przez parlamentarną komisję stanu rezerw walutowych banku centralnego.Gieraszczenko nie chce zgodzić się na ten - jak to określił - "kwartalny striptease", a przede wszystkim - na sprzedaż udziałów swojej firmy w bankach działających za granicą. Jak twierdzą kręgi zbliżone do rosyjskiego odpowiednika naszej NIK, nie ma się temu co dziwić, bowiem na kontach w tych bankach spoczywają całkiem pokaźne środki nie podlegające jakiejkolwiek kontroli, z których wypłacane są m.in. dodatkowe pensje dla wybrańców, nisko oprocentowane kredyty, bezzwrotne pożyczki itp. Poza tym istnieją podejrzenia, że są one wykorzystywane do prania pieniędzy.Zagraniczne imperium Centralnego Banku Rosji prezentuje się okazale. Rosyjska Najwyższa Izba Kontroli oszacowała wstępnie wartość udziałów CBR tylko w mającym siedzibę w Londynie Moscow Narodnyj Bank (firma Gieraszczenki dysponuje 88,9% udziałów) na 792 mln USD. 77,8-proc. udział w paryskim Eurobanku to kolejne 154 mln USD, 82--proc. we frankfurckim Ost-West-Handelsbank - 27 mln USD. Do tego dochodzą jeszcze 49-proc. udziały w wiedeńskim Donau Bank (warte ok. 38 mln USD) oraz East West United Bank ("tylko" 16 mln USD).Już dzięki pozbyciu się tych pakietów CBR zostałby zasilony kwotą przekraczającą miliard USD. A trzeba do tego dodać jeszcze bank Fimaco na wyspie Jersey, Urasco Bank w Zurychu, dobrze prosperującą filię Moscow Narodnyj Bank w Singapurze.Co ciekawe, nie wiadomo, co się dzieje w tym imperium. Jak np. układa się współpraca zagranicznych banków z CBR, czy powstają jakieś konflikty, gdzie podziewają się zyski? Zgodnie z przepisami, Centralny Bank Rosji odprowadza połowę swoich zysków do budżetu państwa, ale nikt nie jest w stanie sprawdzić (może poza służbami specjalnymi), czy jest to rzeczywiście połowa zysków. Ani organy kontroli cywilnej, ani parlament.Tymczasem zachodni kredytodawcy (a także kilku rosyjskich urzędników, w tym np. wiceprezes NIK Jurij Bołdyriew) chcieliby wiedzieć, jak to możliwe, żeby z Moskwy do jednego z banków na wyspie Jersey "wyciekło" 50 mld USD, a na wysepkę Nauru - kolejnych 70 mld USD? Przecież takie transfery nie byłyby możliwe bez współpracy (pośredniej lub bezpośredniej) z bankiem centralnym. A gdzie podziało się 2 mld USD ze sprzedaży przez CBR 300 ton palladu.Centralny Bank Rosji jest największą instytucją tego rodzaju na świecie. Zatrudnia 86 tys. pracowników, gdy np. amerykańska Federal Reserve zaledwie 23 271. Na wynagrodzenia przeznaczył w ub.r. gigantyczną kwotę 1,2 mld USD (sam Gieraszczenko zarobił oficjalnie 200 tys. USD), podczas gdy np. Bank Anglii wydał na ten cel w tym samym czasie tylko 142 mln USD. Poza tym bank ten zarządza imperium nieruchomości, którego wartość szacowana jest przez moskiewski NIK na co najmniej 5 mld USD.

W.K.