Chłodnym okiem
W trwającej obecnie gorącej debacie na temat systemu podatków od dochodów osobistych padają rozmaite argumenty za i przeciw projektowi obniżania stóp opodatkowania. Koronny argument opozycji brzmi następująco: niesprawiedliwy będzie system, na którym zyskają bogaci i stracą biedni, gdyż oznacza to dalsze zwiększanie zróżnicowania dochodów w polskim społeczeństwie. Podejście takie godne jest Robin Hooda - należy jak najwięcej zabierać bogatym i oddać biednym.W teorii rozkładu dochodów, popularny jest wskaźnik Robin Hooda, zwany przez GUS wskaźnikiem maksymalnego wyrównania. Mówi on, ile procent wszystkich dochodów należałoby zabrać bogatszym i oddać biedniejszym, aby wszyscy mieli po równo.Analiza zmian wskaźnika Robin Hooda dla wynagrodzeń w Polsce w latach 1991-1997 wskazuje na systematyczne jego zwiększanie się. Roczne przyrosty zadziwiają regularnością - wynosiły 0,4 lub 0,5 pkt. proc. rocznie z jednym wyjątkiem. Między wrześniem 1993 roku a wrześniem 1994 roku wskaźnik ten powiększył się o 2,1 pkt. proc. GUS przeprowadza badania wynagrodzeń zawsze we wrześniu.Każdy, kto zna najnowszą historię Polski, wie, że we wrześniu 1993 roku do władzy doszła koalicja SLD--PSL. W pierwszym roku rządzenia koalicja postkomunistyczna doprowadziła do przyrostu zróżnicowania wynagrodzeń 9 milionów ludzi w Polsce w rozmiarach, na które koalicja solidarnościowa potrzebowała 4 lat.Argumentowanie przez SLD w roku 1999, że proponowany system podatkowy jest niesprawiedliwy, gdyż zwiększy on zróżnicowanie dochodów, jest obłudne. Wychodzi ono z milczącego złożenia, że obecny system jest "sprawiedliwy". Trudno jest zaakceptować takie założenie. Przytoczę kilka argumentów na uzasadnienie tezy, że dzisiejszy system nie jest ekonomicznie uzasadniony.Po pierwsze, obciążenie podatkowe ludzi o większych dochodach jest niewspółmiernie wysokie zarówno w wielkościach bezwzględnych jak i względnych. Jak podaje "Biała księga", około 5 procent podatników o największych dochodach dostarcza budżetowi 33 procent wszystkich wpływów z podatków osobistych. Zachłanność fiskusa zniechęca ludzi o najwyższych dochodach do dalszego zwiększania dochodów.Po drugie, mniejsze dochody netto ludzi zamożnych, wśród których przeważają przedsiębiorcy, ograniczają możliwości tworzenia przez nich miejsc pracy. Odbija się to rykoszetem na interesach ekonomicznych potencjalnych pracobiorców, wśród których przeważają ludzie biedni.Po trzecie, ludzie, którzy obecnie znajdują się w niskich grupach dochodowych, mają szanse w przyszłości osiągać wyższe dochody. Nie cieszy ich perspektywa dzielenia się z fiskusem dodatkowym, ciężko zapracowanym dochodem. Jest to kolejny powód zmniejszający skłonność ludzi do zwiększania dochodów.Po czwarte, uniwersalnym zjawiskiem jest uciekanie w szarą strefę gospodarczą przy nadmiernych obciążeniach podatkowych. Większa skuteczność ściągania podatków przy niższych stopach podatkowych jest zjawiskiem dobrze opisanym w podręcznikach ekonomii.Po piąte, stopy opodatkowania dochodów osobistych powinny być zbliżone do stóp opodatkowania osób prawnych, które należy obniżać dla osiągnięcia międzynarodowej konkurencyjności. Jeżeli opodatkowanie dochodów osobistych jest wyższe, przedsiębiorcy minimalizują swoje dywidendy, a firmy obciążają kosztami własnej konsumpcji.
Bohdan Wyżnikiewicz
Instytut Badań
nad Gospodarką Rynkową