Przywódcy krajów Unii Europejskiej debatują od wczoraj w Brukseli, jak ograniczyć emisję gazów cieplarnianych. Tymczasem jeden pomysł Brukseli na redukcję spalin - sytem handlu limitami emisji przez unijne przedsiębiorstwa - okazuje się kompletnym niewypałem.
- Faktycznie, można go określić jako porażkę - przyznał w rozmowie z jedną z brytyjskich telewizji komisarz UE ds. energetyki Andris Piebalgs. - Jeśli ceny spadły poniżej jednego euro, to jest to porażka - dodał.
Założeniem systemu było przydzielenie elektrowniom, ciepłowniom, hutom i innym emitentom zanieszyczeń pozwoleń na wypuszczenie do atmosfery określonej ilości dwutlenku węgla w ciągu roku. Te, których zapotrzebowanie okazywałoby się większe od przyznanego limitu, miały kupować na giełdach pozwolenia na emisję od firm posiadających ich nadwyżki.
Teraz okazuje się, że Bruksela przyznała zdecydowanie za dużo pozwoleń. Handel nimi toczy się, ale ostatnio ceny spadły już nawet poniżej jednego euro za wyemitowanie tony CO2, choć jeszcze w zeszłym roku ceny sięgały 30 euro. Według Piebalgsa, system handlu ma jakikolwiek sens przy cenach przynajmniej 20 euro za tonę.
- Żaden rynek nie może istnieć bez niedoborów - tłumaczy Gerhard Mulder, odpowiadający za handel derywatami w ABN Amro w Amsterdamie.