Stopy procentowe w Stanach Zjednoczonych najprawdopodobniej nie zostaną zmienione na rozpoczynającym się dzisiaj posiedzeniu Federalnego Komitetu Rynku Otwartego (FOMC). Sztandarowym argumentem przeciwników złagodzenia polityki pieniężnej jest stopa inflacji, przewyższająca poziom uznawany przez Fed za bezpieczny, czyli mieszczący się między 1 i 2 proc.
Departament Pracy w miniony piątek poinformował, że w lutym stopa bazowej inflacji wyniosła 2,7 proc. Była zatem o prawie pół punktu proc. wyższa od najważniejszego dla członków FOMC wskaźnika - indeksu osobistych wydatków konsumpcyjnych. Na koniec stycznia wzrósł on do 2,3 proc.
Zdaniem wielu ekonomistów, kurczowe trzymanie się przez prognostyków wskaźników inflacyjnych powoduje, że nie radzą oni sobie z przewidywaniem punktów zwrotnych w gospodarce. Jest tak dlatego, że coraz większy wpływ na wydatki konsumentów ma wartość aktywów i kredytów, a te mogą zmieniać się szybko. Ceny akcji mogą rosnąć lub spadać gwałtownie, a po ich spadku kończy się dostępność kredytów.
Nie bez znaczenia dla ostrożności Fed jest też to, że Ben S. Bernanke szefuje mu dopiero nieco ponad rok. Krótki staż każe mu nie zmieniać stóp, mimo załamania w kilku branżach wrażliwych na koszty kredytu.
Wskaźnik niespłacania kredytów hipotecznych w IV kw. wzrósł do 4,95 proc., poziomu najwyższego od II kw. 2003 r. Wśród klientów o niskiej wiarygodności kredytowej wskaźnik ten wyniósł 13,33 proc. Marnie wyglądają też wydatki inwestycyjne. W minionym kwartale były o 3,2 proc. mniejsze.