Nie ma co ukrywać - wczorajsza sesja nie należała do najciekawszych, jakie ostatnimi czasy dane było nam obserwować. Zaczęliśmy dość wysoko, choć w piątek wieczorem pewnie nikt nie przypuszczał, że początek tygodnia będzie taki dobry. Amerykańskie indeksy zakończyły wtedy dzień spadkiem i można było raczej oczekiwać osłabienia. Tymczasem prezent bykom sprawiły rynki azjatyckie. Dzięki nim udało się zacząć wzrostem o prawie 1 proc.
Początek sesji to nie wszystko. Jak zwykle w takich wypadkach o sile popytu decyduje nie samo otwarcie, ale możliwość utrzymania wysokich poziomów ceny. Wczoraj przez dłuższy czas kupującym udawało się utrzymać ceny wysoko. To duży plus.
Problem w tym, że zaczęliśmy dzień tuż pod poziomem oporu i utrzymanie wysokiego otwarcia musiało się wiązać z próbami ataku na ten poziom. W sumie nie było w tym nic zdrożnego poza jednym szczegółem. Okazał się nim obrót.
Dopiero w ostatniej godzinie sesji sięgnął poziomu 500 mln zł. Patrząc na wartości obrotu z ostatnich dni, wyraźnie widać, że pod tym względem rynek odstawał. Tym samym nawet jeśli doszłoby do ataku i naruszenia oporu, to wiarygodność takiej akcji byłaby niewielka.
W związku z tym pozostajemy w zawieszeniu. Z jednej strony udało się utrzymać początkowe plusy, a nawet kończyć sesję w górnej części dziennego zakresu wahań. Z drugiej strony, nie udało się pokonać poziomu oporu. Pozostajemy blisko niego i jeszcze jest szansa na atak. Gdy obrót będzie większy, wynik tej próby będzie dla wszystkich bardziej istotny i na jego bazie będą mogły pojawić się poważniejsze wnioski.