Miniony tydzień diametralnie zmienił sytuację na światowych rynkach akcji. Jeszcze przed tygodniem sytuacja techniczna była bardzo niejednoznaczna. Amerykański S&P 500 pozostawał w krótkoterminowej konsolidacji i nie było żadnej pewności, że nie jest to jedynie przystanek przed kontynuacją trendu spadkowego. Miniony tydzień rozwiał te wątpliwości. Indeks wybił się w górę z konsolidacji. Kluczowym sygnałem poprawy nastrojów było przebicie lokalnego szczytu z 12 marca (1406,6 pkt). Czy w efekcie indeks powróci do lutowego szczytu (1460 pkt)? Pewności oczywiście nie ma, ale brak też większych przeszkód w realizacji takiego scenariusza. Tym bardziej że S&P 500 odrobił już ponad połowę strat z ostatniej fali spadkowej. Zwyżka notowań w minionym tygodniu to efekt ewolucji poglądów inwestorów na sytuację gospodarczą w USA. Dołek S&P 500 został wyznaczony w momencie największego pesymizmu związanego z reakcją na doniesienia o rosnących problemach ze spłatą kredytów hipotecznych. Tymczasem ostatnie dni przyniosły dla odmiany bardziej "gołębi" komunikat Fedu, wsparty coraz lepszymi danymi z rynku nieruchomości. Sprzedaż domów na rynku wtórnym wzrosła w lutym o 3,9 proc. - najwięcej od prawie trzech lat.
To zapewne sprawiło, że inwestorzy zaczęli sobie zadawać pytanie - czy przypadkiem amerykańska gospodarka nie ma już najgorszego za sobą. W ślad za USA straty odrabiają rynki wschodzące. Indeks MSCI bez trudności przebił marcowy szczyt i 50-proc. zniesienie fali spadkowej. Tym razem rynkom wschodzącym pomaga tendencja wzrostowa cen surowców. Drożejąca miedź i ropa naftowa to czynniki, które potencjalnie mogą sprawić, że rynki wschodzące znów będą się cieszyły większym zainteresowaniem niż rynki rozwinięte. Indeks MSCI odrabia straty w tempie podobnym do tego na początku roku - wówczas powrót do szczytu zajął mu pięć tygodni. Niewykluczone że jeszcze przed końcem marca wskaźnik powróci do lutowego maksimum.