Rząd Słowenii, pierwszego pokomunistycznego państwa, które weszło do strefy euro, nie zgadza się na sprzedaż belgijskiej grupie KBC pakietu akcji Nova Lublanska Banka.
Belgowie, udziałowcy polskiego Kredyt Banku i Warty, w największym słoweńskim banku mają 34 proc. akcji, a kupili je w 2002 r. za 435 milionów euro. Nova Lublanska Banka miał być trampoliną do ekspansji KBC na Bałkanach, a teraz KBC zrezygnował z zainwestowania 400 milionów euro i chce sprzedać akcje słoweńskiej instytucji. - To przykre, ponieważ okazja została zaprzepaszczona - komentuje decyzję rządu Słowenii Andre Bergen, dyrektor generalny KBC.
Sprawa ma szerszy kontekst. Słowenia w przeciwieństwie do innych państw Europy Środkowo-Wschodniej wybrała inną drogę rozwoju, która zapewniła temu krajowi pod pewnymi względami przewagę - uchroniono wiele miejsc pracy, uniknięto wysokiej inflacji, co w konsekwencji przetarło szlak do strefy euro. Ekonomiści jednak niepokoją się o dalszy wzrost gospodarki Słowenii. - Słoweńcy obawiali się, że swobodny przepływ kapitału sprawi, iż utracą kontrolę nad swoją gospodarką - wyjaśnia Francois Lecavalier, przedstawiciel tego kraju w Europejskim Banku Odbudowy i Rozwoju. Zastanawia się, czy obecna polityka zapewni sukcesy także w przyszłości.
- Słowenia wciąż jest państwem socjalistycznym, zwłaszcza w ludzkich umysłach - twierdzi Matej Steinbacher, szef Instytutu Wolnego Społeczeństwa, promującego wolny rynek i ograniczoną rolę rządu. Andrej Bajuk, minister finansów, przekonuje, że ostrożne podejście było konieczne, by uniknąć napięć. Rząd jest przekonany, że gospodarka jest na właściwym kursie. W zeszłym roku produkt krajowy zwiększył się o 5,2 proc., eksport zaś wzrósł o 16 proc. Mogłoby być lepiej, gdyby rząd nie zniechęcił części inwestorów zagranicznych. W latach 1989-2005 bezpośrednie inwestycje zagraniczne w Słowenii wyniosły 1536 dolarów na mieszkańca. W Czechach było to 5061 USD, a na Wegrzech 4229 USD.
Premier Janez Jansa wygrał wybory dzięki obietnicy przyspieszenia sprzedaży państwowych firm. Początkowo rozważał też wprowadzenie podatku liniowego, jak to zrobiono w Estonii i na Słowacji, ale wystraszył się protestów.