Tuż pod sufitem

Rynek zbliżył się do poziomu nasycenia. Istnieje jeszcze możliwość wzrostu, ale na duże zyski już liczyć nie można, a za to bardzo łatwo o rozczarowanie. Mocne wyjście indeksu ponad poziom 3700 pkt uznam za zaskakujące.

Aktualizacja: 22.02.2017 15:11 Publikacja: 10.04.2007 08:58

Przedświąteczny tydzień to dość spokojne cztery dni notowań. Na rynku praktycznie nie działo się nic, co mogłoby przykuć uwagę na dłużej. Jedyne godne wzmianki wydarzenie nastąpiło w środę, a było nim wyznaczenie nowego rekordu hossy przez indeks WIG20. Była to tylko chwilowa radość posiadaczy długich pozycji. Zaraz po tym fakcie popyt się wycofał i ceny osunęły się pod poziom poprzedniego szczytu. Nowy rekord różni się od poprzedniego tylko o kilka punktów i został wyznaczony przy niskiej aktywności i przy sporym udziale koszykowych zleceń kupna. Widać więc, że nowy rekord ma raczej charakter statystyczny. W żadnym wypadku nie można było tu mówić o silnej pozycji kupujących i ataku popytu na papiery notowane na GPW.

Ten marny rekord zdarza się nie pierwszy raz. Przypomnijmy sobie, jak były bite rekordy, gdy wychodziliśmy ponad majowy szczyt. Rynek, podobnie jak ostatnio, zaraz po wejściu na dziewicze poziomy słabł w oczach. Popyt się cofał i ceny spadały. W efekcie na wykresie pojawiły się kolejne rosnące dołki i rosnące szczyty. Takie zachowanie odbiegało charakterem od hossy, jaka panowała wiele miesięcy wcześniej. Wielkość i agresywność zakupów była mniejsza. Okresy podbijania cen trwały krótko, a później przychodził czas na obronę osiągniętych poziomów. Ta była przeprowadzana skutecznie. Każdy kolejny dołek był wyznaczony powyżej poprzedniego. Tym samym cały czas należało przyznawać przewagę popytowi, a otwieranie krótkich pozycji uważać za czynność bardziej ryzykowną.

Indeksy bliskie rekordów

Mamy rekordowo wysoki poziom indeksów, umacniającego się złotego, który także jest bliski rekordu. Na rynek co rusz przychodzą nowe optymistyczne prognozy dotyczące polskiej gospodarki. Rząd planuje śmiałe posunięcia, nie martwiąc się za bardzo ich finansowaniem i licząc, że szybki wzrost gospodarczy będzie wystarczającym wsparciem. Co jeszcze może zaskoczyć graczy na rynku, by zdecydowali się na dalsze zakupy akcji? Jeśli założymy, że wysoka dynamika PKB jest już w cenach, to co skłania obecnych kupujących do robienia zakupów? Jaki widzą oni potencjał dla zwyżki kursów? Na co liczą Ci, którzy w tej chwili wykupują kolejne jednostki uczestnictwa w funduszach inwestycyjnych? Dane za marzec pokazały, że strumień pieniędzy nie wysycha (do funduszy napłynęła rekordowa ilość pieniędzy - 9,6 mld złotych). Na jaki zysk liczą? 5 proc.? 10 proc., a może więcej? Reklamy podają zawrotne liczby, najszybciej rosną aktywa funduszy ryzykownych.

Portfele pełne akcji

Problem w tym, że potencjał do zwyżki jest już poważnie zmniejszony. Po sesji w czwartek agencja Reuters podała informację, że portfele funduszy emerytalnych są wypełnione akcjami do poziomu średnio 36,7 proc. Innymi słowy, jeśli rynek teraz wzrośnie o ok. 10 proc., to średni udział akcji dojdzie do 40 proc., czyli maksymalnego poziomu dopuszczanego przez prawo. To wszystko przy założeniu, że nie będą dokonywać zakupów, a można przypuszczać, że mając to ograniczenie przed sobą, nie będą. Czyli mamy 10 proc. Z tego wynika, że indeks WIG20 może dojść do około 3900 pkt. Niestety, może być z tym problem, bo wcześniej mówiliśmy o wartościach średnich. Warto zauważyć, że Polsat ma już ponad 39 proc. akcji w swoim portfelu, a ING NN (drugi co do wielkości fundusz) ma ich 38,56 proc. Zatem gdy rynek wzrośnie już o 5 proc., część funduszy będzie zmuszona reagować. Oczywiście, nie muszą tego dokonywać błyskawicznie i mają czas na dostosowanie. Jednak OFE zostają tym samym wyłączone ze strony popytowej, a jeśli ceny będą mocniej rosły, to będą zmuszone sprzedawać posiadane papiery. Zatem nawet potężne zakupy ze strony funduszy inwestycyjnych nic nie dadzą. Najwyżej część papierów przejdzie z rąk OFE do TFI. Tu można sobie jeszcze wyobrazić pewien rodzaj współpracy w ramach jednej grupy kapitałowej, ale na dłuższą metę taki stan jest nie do utrzymania.Łatwo o rozczarowanie

Już teraz widać, że tempo wzrostu cen spada i stąd mieliśmy te rekordy z cofaniem się na niższe poziomy. Niewykluczone, że wkrótce rynek się zupełnie zatrzyma. Właściwie należałoby powiedzieć "mógłby się zatrzymać". Niestety, trudno sobie wyobrazić sytuację, gdy długimi miesiącami ceny akcji powolutku, niczym wycena lokaty bankowej, rosną sobie akurat w tempie, jakie odpowiada napływowi środków do funduszy. Sprawa się komplikuje także z tego powodu, że cena nie zależy jedynie od popytu, ale także od podaży. Już teraz wiemy, że na ten rok zaplanowano dużą liczbę emisji. Jakie będą ich wyniki, jeśli rynek nie będzie rósł, a w najlepszym razie będzie dreptał w miejscu? Tylko że rynek nie drepcze.

Teraz najważniejsze. To, co napisałem wyżej, to żadne odkrywanie Ameryki i jest tego świadoma duża część inwestorów. Wiedząc, że rynek ma ograniczone możliwości wzrostu, chcą być szybsi od pozostałych i przy pierwszych oznakach słabości reagują sprzedażą, a każdy wzrost wykorzystują do wyrzucenia papierów. Rynek zbliżył się do poziomu nasycenia. Wnioski? Jest jeszcze możliwość wzrostu, ale na duże zyski już liczyć nie można, a łatwo o rozczarowanie. Mocne wyjście indeksu ponad poziom 3700 pkt będzie dla mnie zaskoczeniem.

Trochę techniki

Patrząc na wykres tygodniowy indeksu, od razu rzuca się w oczy wielka czarna świeca z początku marca (wykres 1). Czy ktoś jeszcze pamięta, o co wtedy chodziło? Kogo to obchodzi, skoro w środę udało się wyznaczyć rekord hossy, a czwartkowe zamknięcie jest najwyższym zamknięciem świec tygodniowych w historii podawania indeksu WIG20? Nie uważam jednak, by było to wydarzenie bez znaczenia. Tamten tydzień pokazał, że rynek zachowuje się nerwowo w czasie spadku cen. Ten ostatni spadek był na tyle silny, że sprowadził

indeks na chwilę pod poziom poprzedniego dołka. Popytowi udało się wybronić, ale był to precedens, bo wcześniej w podobnych sytuacjach

popyt szybciej przejmował inicjatywę. Wygląda na to, że tym razem obrona dołka może się nie powieść. Ile jeszcze możemy wzrosnąć? Wykres dzienny (wykres 2), na którym widać wyznaczony kanał wzrostowy, ogranicza zwyżkę w najbliższym czasie

do okolic 3700 pkt. Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie opory są teraz ważne, ale wsparcia. Najbliższym jest ostatnia luka hossy. Jej przełamanie może okazać się niezłym sygnałem sprzedaży. Oczywiście, definitywnym sygnałem słabości rynku będzie wyjście wykresu indeksu

z kanału dołem i zejście pod poziom 3150 pkt.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy