Podaż mieszkań i domów wkrótce istotnie wzrośnie. Mimo problemów biurokratyczno-administracyjnych wiele firm i osób chce przecież budować i buduje nowe osiedla. Wprawdzie popyt był, jest i będzie duży, nawet jeśli przestaną wspierać go obcokrajowcy (jak długo Powiśle może wygrywać z Costa del Sol, a Bemowo z Barceloną?) czy fundusze inwestycyjne. Ale proporcje zmienią się. Już się chyba zmieniają.
Do tego dochodzi bariera cen. Polska, jeśli chodzi o nieruchomości, staje się relatywnie droższa niż wiele innych europejskich państw. Przynajmniej pod tym względem najbiedniejszy kraj Unii, nie licząc Rumunii i Bułgarii, przegania pozostałe. Ale to nie zmienia faktu, że Polacy są pariasami Europy pod względem finansowym.
Po co to przypominam? Dla jednej "śmiałej" tezy. Nie, nie chodzi o to, że hossa w sektorze nieruchomości i wokół niego może się z czasem zmienić w bessę, o czym pisałem niedawno. Chodzi o to, że nawet podczas hossy nie wszystkim deweloperom się powiedzie. Wbrew temu, co dziś mówią. A ponadto, że atrakcyjne marże osiągane dziś przez wielu graczy w tym sektorze nie są dane raz na zawsze. Internet, biopaliwa, deweloperka - firmy i inwestorzy chętnie ulegają modzie. Jeśli jednak przedsiębiorstwo nic nie osiągnęło, nie ufałbym nadmiernie, że teraz osiągnie - tylko dlatego, że ma działkę w centrum miasta.
Jeśli spółka nie umiała sprzedawać prostych produktów, nie wierzyłbym bezgranicznie, że poradzi sobie z inżynierią finansową. Jeśli nic nie robiła, nie liczyłbym, że coś się zmieni - poza profilem działalności.
A poza tym - czy widział ktoś jakiś biznes, który udał się wszystkim bez wyjątku? No, właśnie.