są argumenty, ale fakt pozostaje faktem, że nadal spora grupa graczy nie
wierzy w zwyżkę, a właśnie ta szeroka wiara jest tu potrzebna, by ta
zwyżka się skończyła. By ceny mogły zacząć spadać, większość musi się
pomylić i uwierzyć we wzrosty.
Tymczasem otrzymujemy informację, że nowe rekordy nie wpływają na graczy.
Gdy kontrakty wychodziły na nowe szczyty nie widać było najmniejszej
oznaki zaniepokojenia po stronie krótkich pozycji, a przecież fakt
wyznaczenia nowych rekordów to także sygnał, że każda otwarta krótka
pozycja przynosi w tej chwili straty. Nikt nie bał się tych strat. Nie
było żadnej fali stopów. Posiadacze krótkich pozycji zacisnęli zęby i
czekają na spadek cen. Czekają coraz dłużej, bo ten na razie nie
nadchodzi. Wiem, argumentów za przeceną jest wiele. Sam o nich pisałem. A
to OFE mają papierów "pod korek" i nie długo zaczną być zmuszone do
redukcji pozycji w akcjach, a to optymistyczne wiadomości ze sfery makro
sprawiają, że można się zastanawiać, co jeszcze może rynek zaskoczyć in
plus, by ceny nadal rosły. Argumentów jest wiele. Także tych mających
swoje źródło poza granicami kraju. Niemniej za wzrostem cen nie stoją same
argumenty. To nie argumenty decydują co kupić, a co sprzedać.
O poziomie cen decyduje kapitał. Skoro mimo wątpliwoścdzy. Największą dynamiką wyróżniają się
fundusze agresywne. Teraz mówi się już o modzie na fundusze spółek
średnich i małych.
Oczywiście można się naśmiewać z tych, którzy wpłacają teraz pieniądze do
funduszy. Z wysokości posiadanej "sprytnej" krótkiej pozycji można
naigrywać się z tych, którzy teraz stoją po długiej stronie rynku. "Rynek
przecież zaraz się zwali i zobaczą, kto miał rację". To można wyczytać po
wartości bazy i wartości Wigometru. Po tygodniu rekordów 63% ankietowanych
oczekuje spadku cen, czyli jest ich dokładnie trzy razy więcej niż tych,
którzy spodziewają się wzrostu cen. Swoją drogą w ubiegłym tygodniu także
większość prognozowała spadek cen. Jak więc widać, nowe rekordy wydają się
wręcz potwierdzać tezę, że zaraz zacznie się spadek cen.
Ja zadam tylko jedno pytanie. O co chodzi w grze na giełdzie, czy jak kto
woli, inwestowaniu? Rozwijając, czy wynikiem tej gry są zliczane za
posiadanie racji punkty, czy też chodzi o zysk? Kto w tej chwili zarabia,
a kto traci? Kto będzie zarabiał w przyszłym tygodniu? Czy chęć bycia
sprytniejszym jest tak duża, że skłania do grania przeciw kapitałowi,
który ma w tej chwili przewagę? Kolejny raz nagroda w postaci złapania
szczytu hossy wydaje się mieć większą wartość niż zysk na kocie. Przyzna,
że za każdym razem mnie to zaskakuje. A może to ja jakiś dziwny jestem.
Moim zdaniem sukces na rynku sprowadza się do próby oceny skąd i dokąd
zmierza kapitał. Do tego celu używa się wielu narzędzi. Bada się otoczenie
makroekonomiczne i polityczne. Obserwuje się zachowanie największych
graczy, czy wreszcie bada zmiany cen i na ich podstawie wysnuwa się
wnioski o kierunku przepływającego kapitału. Narzędzi jest mnóstwo, ale
cel jeden.
Ja wiem, że hossa trwa już długo i też jestem zdania, że powoli brakuje
powodów do jej kontynuacji. Jakie fakty mogą wypłynąć, które jeszcze nie
zostały zdyskontowane? Mimo tego, że mam tego świadomość nie mogę przecież
zignorować faktu ciągłego napływu środków do funduszy inwestycyjnych. To,
że ja myślę, że podstaw do dalszego wzrostu jest coraz mniej, nie znaczy
wcale, że myśli tak kapitał. Wg mnie rynek może zacząć spadać w ciągu
najbliższych dni, ale może i zacząć przecenę za wiele tygodni. Faktycznie
nie staram się nawet tego przewidywać, bo tak naprawdę nie widzę w tym
sensu. Moim cele nie jest posiadanie racji. Nie widzę powodu do
nawoływania do posiadanie krótkich pozycji, skoro rynek nadal nie pokazał
poważniejszej słabości. Poziomy, które obieram jako sygnalne na razie nie
zostały pokonane. Ignorowanie siły kapitału tylko dlatego, że czyimś
zdaniem zachowuje się on mniej lub bardziej racjonalnie jest błędem. Ten
kapitał może zachowywać się nieracjonalnie jeszcze dłuższy czas. Ceny mogą
nadal rosnąć. Co w takiej sytuacji ma zrobić "pewny swej racji" posiadacz
krótkiej pozycji?
Wzrost traci wsparcie argumentów, ale jest jeszcze decydujący argument
emocji i kapitału. On sprawia, że na razie nie można odpowiedzialnie
myśleć o grze na spadek cen. Trzymanie krótkich pozycji w celu okazania
niezłomności oceny wydaje się mało rozsądne. Rynek jest właśnie taki
miejscem, gdzie trzeba umieć iść z falą. Ta na razie sprzyja bykom i
będzie tak dopóki nie padną sygnały słabości popytu. Na złapanie szczytu i
tak nie ma co liczyć, a spóźnić się z otwarciem pozycji to nie to samo co
stracić na własnym uporze.
Tygodniowy wykres wartości indeksu ( Wykres_1.gif ) nie wygląda źle, choć
znalazłoby się kilka uwag. Skoro pojawiły się nowe rekordy, to dlaczego ta
rekordowa świeca jest tak Zejście niżej rozpoczęłoby
trwający przynajmniej wiele miesięcy spadek cen. Na wykresie dziennym
indeksu ( Wykres_2.gif ) sytuacja jest klarowniejsza. Można wyznaczyć
kanał wzrostowy, który górne ograniczenie ma w tej chwili w okolicy 3700
pkt. Wzrost idzie jak po grudzie, ale idzie, co potwierdza pewną przewagę
popytu. Do sygnałów słabości rynku w tym wypadku zaliczyć można ewentualne
zamknięcie ostatniej luki hossy. Będzie to przesłanka do oczekiwania testu
dolnego ograniczenia kanału i dołków w okolicach 3150 pkt. Zamknięciem
luki można będzie potraktować jako sygnał zamknięcia średnioterminowych
długich pozycji. Do gry na spadek potrzebna jest bessa, a do tej jeszcze
nam daleko.
Kamil Jaros