Skrócony poświąteczny tydzień z pewnością może być przez byki uznany za udany. W trakcie tych czterech dni doszło do wyznaczenia nowych rekordów wartości indeksów, w tym nas najbardziej interesującego, indeksu największych spółek - WIG20. Ostatnie miesiące to okres zysków na spółkach mniejszych. Gdy szeroki WIG bił już rekordy, WIG20 dopiero zbliżał się do szczytów ustanowionych na początku lutego. Z tego względu należałoby użyć słowa "dopiero", gdy mówimy o rekordach indeksu największej dwudziestki.
Co z tą hossą?
Wyznaczenie nowych szczytów hossy, a w naszym przypadku to także wartości nienotowane nigdy wcześniej, to wydarzenie dużej miary. Oznacza to, że wartość kapitału obecnego na rynku stale się powiększa i podaż jest w tej chwili za mała, co prowadzi do wzrostu cen. Wydawać by się mogło, że taki stan satysfakcjonuje większość obecnych na rynku. Powinno panować twierdzenie, że mimo różnych wątpliwości i marudzenia części analityków (wraz z piszącym te słowa) hossa trwa w najlepsze i nie wiadomo, kiedy się skończy. Powinno, ale nie jest. Patrząc na dwa podstawowe wskaźniki obrazujące nastroje na rynku, bazę i Wigometr, można dojść do wniosku, że spora grupa uczestników rynku wie, że hossa się kończy. I zdaje się wiedzieć, że kończy się już.
Ciągle ujemna baza to po części wynik dyskontowania planowanych wypłat dywidend, ale tylko po części. Dywidendy nie mogą tłumaczyć spadku wartości kontraktów 40 pkt poniżej poziomu indeksu. Tu mamy nie tylko wpływ dywidend, ale także przejaw wątpliwości co do dalszego wzrostu cen. Wątpliwości, które sprawiają, że otwarcie w tej chwili długich pozycji przychodzi znacznie trudniej niż otwarcie pozycji krótkiej. W pewnym stopniu trudno się dziwić, bo przecież nikt nie ma ochoty "gasić światła", nie ma ochoty być tym "najgłupszym, który kupuje po najwyższej cenie". Żaden gracz nie chce być w tej większości, która się zwykle myli. Niemal każdy stara się być sprytniejszy od reszty. Problem w tym, że w tej chwili wielu chce przechytrzyć wszystkich i w efekcie mamy sytuację awersji do kupna. A mimo tej awersji ceny nie spadają. Ba, właśnie dzięki niej ceny nadal rosną. Jak każdy trend, także i ta hossa żywi się wątpliwościami. Tak było trzy lata temu i tak jest i teraz? Kto inny ma wątpliwości, inne są argumenty, ale fakt pozostaje faktem, że nadal spora grupa graczy nie wierzy w zwyżkę, a właśnie ta szeroka wiara jest tu potrzebna, by ta zwyżka się skończyła. By ceny mogły zacząć spadać, większość musi się pomylić i uwierzyć we wzrosty.
To nie argumenty decydują...