Oczy inwestorów na świecie były ponownie zwrócone w minionym tygodniu na Chiny. Wydarzenia w tym kraju są tym uważniej śledzone, że to właśnie tąpnięcie na chińskim rynku akcji w końcu lutego było pretekstem dla ostatniej silnej korekty na giełdach całego świata. Środowy spadek tamtejszego indeksu CSI 300 (obrazującego zmiany kursów spółek z giełd w Szanghaju i Szenzhen) o 4,7 proc. był największy od 26 lutego (9,2 proc.).
Obawy inwestorów budzi wyśrubowane tempo wzrostu chińskiej gospodarki, które w I kw. sięgnęło 11,1 proc. Potwierdzeniem utrzymującej się wysokiej koniunktury w Państwie Środka są również zwyżki cen na rynkach surowcowych. Notowania miedzi pod wpływem popytu z Chin rosną w ostatnich tygodniach niemal równie szybko, jak przed rokiem. Utrzymanie w ryzach wzrostu gospodarczego będzie wymagać dalszego zaostrzenia polityki monetarnej i tego rynki zdają się obawiać najbardziej.
Z drugiej strony, wszystkie te obawy nie są niczym nowym. W ubiegłym roku chiński bank centralny trzy razy podniósł stopy procentowe i sześć razy zwiększył rezerwę obowiązkową banków, nie wspominając już o różnorodnych restrykcjach administracyjnych.
Inaczej niż w lutym
W przeciwieństwie jednak do lutego, tym razem tąpnięcie okazało się krótkotrwałe. Już w czwartek CSI 300 odbił się o 4,4 proc., powracając blisko szczytu. Także inwestorzy na świecie tym razem znacznie spokojniej zareagowali na przecenę akcji w Chinach. Amerykański indeks S&P 500 ledwie oddalił się od szczytu hossy, podczas gdy w końcu lutego zanurkował do poziomu najniższego od trzech miesięcy.