Euro 2012 wymusi terminowość prac

Decyzja w sprawie stóp procentowych w Polsce uważana jest właściwie za przesądzoną. Zdaniem rynku, RPP zacieśni w środę politykę pieniężną. Niewiadomą pozostaje natomiast piątkowy raport o dynamice PKB w USA. Rośnie obawa przed słabszymi danymi

Aktualizacja: 22.02.2017 05:53 Publikacja: 23.04.2007 07:47

Ubiegły tydzień przyniósł trzy informacje, które będą miały wpływ na decyzję Rady Polityki Pieniężnej, która w tym tygodniu ma swoje posiedzenie. Właśnie to posiedzenie będzie najważniejszym wydarzeniem tego tygodnia dla polskiej gospodarki. Drugim takim wydarzeniem, ale już dotyczącym gospodarki amerykańskiej, będzie piątkowa publikacja wstępnych danych o dynamice amerykańskiego PKB.

Zacznijmy od naszego podwórka. Pierwsza była publikacja danych o dynamice wynagrodzeń w sektorze przedsiębiorstw. Rynek wprawdzie oczekiwał dużego wzrostu, bo spodziewano się, że płace wzrosły o 6,4 proc., ale jednak faktyczna wartość zwyżki płac zaskoczyła wszystkich. Wzrost o 9,1 proc. to już zdecydowanie wartość, którą należy brać poważnie pod uwagę. Zauważmy, że mowa jest tu o danych z miesiąca, który jest za nami. Co nas czeka w przyszłości? Jak obecna tendencja może się kształtować w kolejnych miesiącach i kwartałach? Pomocne mogą być dane o oczekiwaniach przedsiębiorców. Tu już nie ma złudzeń, co pokazały wyniki ankiety sporządzonej dla potrzeb NBP. Czytamy: "W drugim kwartale wskaźnik prognoz zatrudnienia wzrósł do najwyższego poziomu w historii badań. (...) Rok 2006 oraz początek 2007 to okresy wyraźnego wzrostu trudności ze znalezieniem odpowiednich pracowników. Problemy te wysunęły się na jedno z czołowych miejsc wśród barier rozwoju, z jakimi spotykają się przedsiębiorstwa". Jakie to ma skutki? "W drugim kwartale 2007 roku 37,7 procent firm planuje podwyższyć wynagrodzenia - najwięcej w historii badania. (...) Nie tylko zakres, ale i wysokość planowanych podwyżek wzrosła. (...) W odniesieniu do całej próby deklarowana średnia podwyżka płac będzie ponaddwukrotnie wyższa niż rok wcześniej".

Takie dane o dynamice płac otrzymaliśmy my i takie dane otrzymali członkowie RPP. My nie możemy zrobić zbyt wiele, ale ona owszem. Już jesienią ubiegłego roku nasilała się dyskusja na temat wpływu presji płac na wielkość napięć inflacyjnych. Grupa "jastrzębi" wraz z byłym prezesem NBP sygnalizowała nasilający się problem. Nie spotkało się to z akceptacją innych i grupa ta pozostawała w radzie w mniejszości - do proponowanej przez nich podwyżki stóp procentowych nie doszło. Teraz jest już inaczej. Kolejni członkowie rady w swoich wypowiedziach dają do zrozumienia, że możliwość podwyżki nie jest już dla nich taka obca. Takie wypowiedzi padały jeszcze przez wspomnianą publikacją o wzroście płac. Rynek uznał, że dane te tylko przyklepią to, co wydawało się już prawdopodobne.

Drugim czynnikiem sprzyjającym podwyżce były piątkowe dane o dynamice produkcji przemysłowej. Okazała się ona zbliżona do oczekiwań. Wysokich oczekiwań. Na jej podstawie można przypuszczać, że PKB w całym I kw. 2007 roku wzrośnie w tempie 7 procent. Cały rok już teraz zapowiada się na około 6 procent. To są liczby, które z jednej strony cieszą, ale z drugiej pozwalają postawić pytanie, czy to jest jeszcze wzrost zrównoważony, który nie zagraża wielkości celu inflacyjnego rady. Zdaniem obecnego prezesa banku centralnego, wzrost jest szybki, ale jest także zrównoważony i ma szansę takim być przez kilka najbliższych lat. Biorąc pod uwagę wcześniejsze dane o dynamice płac można mieć wątpliwości. Faktycznie mamy bowiem nie tylko szybki wzrost wynagrodzeń, ale i rosnące oczekiwania na kolejne ich podwyżki. Co ważne, nie dotyczy to tylko branży budowlanej. Trzeba cały czas pamiętać, że rada nie podejmuje decyzji, których wpływ będzie widoczny za miesiąc czy dwa. Tu już rada ma niewiele do powiedzenia. Decyzją, jaką podejmie w tym tygodniu ma szanse wpłynąć na sytuację w najlepszym razie w końcu roku, a bardziej prawdopodobne jest, że na początku roku przyszłego.I tu dochodzimy do trzeciej informacji, którą rada musi wziąć pod uwagę przy rozważaniach na temat prowadzonej przez siebie polityki monetarnej. Tą informacją jest szczęśliwe dla Polski skądinąd przyznanie jej prawa współorganizowania wraz z Ukrainą mistrzostw Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Jest to wiadomość rodząca wiele nadziei. Zaraz po jej pojawieniu się posypały się deklaracje i zapewnienie, że zrobimy wszystko, by zorganizować tę imprezę w jak najlepszym stylu. Klęska okazałaby się blamażem na światową skalę. Co więc nas czeka? Inwestycje. Wprawdzie już wcześniej było wiadomo, że będziemy przeżywać boom związany z wykorzystaniem funduszy unijnych, więc tu nie ma zaskoczenia. W końcu znaczna część wymaganych dla EURO 2012 projektów była już wcześniej znana i planowana. Problem polega na tym, że teraz pojawił się sztywny termin. I nie chodzi tu tylko o fakt, że nie ma możliwości jego przełożenia, a więc planowane projekty muszą być realizowane w terminie. Problem w tym, że wiele z nich musi być przyspieszonych, gdyż pierwotnie ich realizacja miała się zakończyć w 2013 r., a nawet 2015 roku.

Wstępne szacunki mówią o tym, że wspomniany planowany wysiłek inwestycyjny podniesie dynamikę PKB o ok. 0,5-1 procent rocznie. Początkowo ten wpływ będzie nieco mniejszy, ale szacuje się, że im bliżej daty mistrzostw, tym będzie on większy. Trzeba pamiętać, że główny ciężar prac związanych z przygotowaniem kraju do tej imprezy spocznie na barkach branży budowlanej. Branży, która już w tej chwili boryka się z poważnymi problemami z zatrudnieniem i trzymaniem kosztów pracy w ryzach. Już mówi się o zasileniu firm budowlanych pracownikami z zagranicy. Niestety, problem nie leży tylko w liczbie robotników, ale także fizycznej zdolności do wykonania zadań, a także zaopatrzenia realizowanych projektów w potrzebne materiały. Przypomnę, że ciągle jest mowa o projektach głównie infrastrukturalnych. A gdzie tu miejsce na mieszkaniówkę? Tak jak branża budowlana jest problemem za oceanem, tak u nas będzie naszą siłą. Można założyć, że z dużym prawdopodobieństwem przełoży się to na resztę gospodarki. Czy w związku z tym nie lepiej już teraz podjąć działania mające na celu hamowanie negatywnych zjawisk?

Na koniec kilka słów na temat piątkowego raportu o dynamice PKB USA w I kwartale bieżącego roku. Z danych, jakie napływają w ostatnich miesiącach, można zbudować obraz gospodarki Stanów Zjednoczonych opartej w tej chwili jedynie na konsumpcji. Słabo radzą sobie rynek nieruchomości oraz sektor przedsiębiorstw (zwłaszcza produkcyjnych). Potwierdzają to dane, jakie pojawiły się w ubiegłym tygodniu. Niezła dynamika sprzedaży detalicznej jest sygnałem, że Amerykanie chcą jeszcze wydawać pieniądze, ale niski poziom wskaźników aktywności gospodarczej wskazuje, że przedsiębiorcy mają problemy. Ile może potrwać sytuacja, gdy spadające ceny nieruchomości towarzyszą zacieśnianiu wymogów przy zaciąganiu kredytów hipotecznych oraz zmniejszającym się zyskom przedsiębiorstw, a w tym samym czasie rynek pracy trzyma się świetnie i skłania ludzi do zakupów? Niestety, to nie może trwać wiecznie. Na razie niewiele osób mówi o możliwości wystąpienia recesji. Nawet straszący nią jakiś czas temu Alan Greenspan zmienił ton, sugerując, że nawet ewentualne problemy USA nie będą miały większego wpływu ma poziom aktywności globalnej. Teraz o recesji nie mówi. Problem w tym, że nie wystarczy o niej nie mówić. Rzeczywistości się nie zaczaruje, a ta nie jest może tragiczna, ale jest przynajmniej niepokojąca. Obecnie oficjalne prognozy dotyczące piątkowego raportu mówią o wzroście PKB o 2 procent. Nie zdziwmy się jednak, jeśli faktycznie ta dynamika będzie mniejsza. Zapewne jeszcze nie przy pierwszej publikacji, ale może być już przy pierwszej rewizji. Tak czy inaczej analitycy zaczynają się szczegółowiej przyglądać danym o stanie rynku pracy, szukając tu kolejnego zagrożenia.

Trochę techniki

W ubiegłym tygodniu większość ankietowanych przez giełdę oczekiwała spadków. Porównując zamknięcie do zamknięcia ta większość się pomyliła, ale porównując piątkowe zamknięcie z poniedziałkowym otwarciem mieliśmy symboliczny wzrost. Cały tydzień to był niemrawy ruch. Pojawiły się rekordy, ale bez udziału poważnego popytu. I po takim nędznym tygodniu nastroje ankietowanych zmieniły się diametralne. Wigometr skoczył w górę o ponad 60 pkt i teraz większość oczekuje zwyżki cen. Początek tygodnia faktycznie ma szansę być dobry, ale obawiam się, że dalszy przebieg notowań będzie mniej przyjemny dla posiadaczy długich pozycji. Niezależnie od tego, jak się sprawy potoczą, pierwszym wsparciem jest poziom czwartkowego dołka. Póki ceny będą się trzymać powyżej, można się tylko przyglądać. Gdyby doszło do zejścia pod to wsparcie, należałoby oczekiwać spadku do okolic 3400 pkt. Tu pewnie ponownie popyt by się bronił. Fiasko tej obrony miałoby fatalne skutki dla rynku. Oznaczałoby kolejny spadek. Tym razem do okolic 3150 pkt. Oporów nie szukam - w końcu mamy hossę.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy