Euforyczne nastroje grożą powtórką majowego tąpnięcia sprzed roku

Przed rokiem maj przyniósł nagłe załamanie trendu wzrostowego i ostrą przecenę akcji. Czy i tym razem inwestorów czekają ciężkie chwile?

Aktualizacja: 21.02.2017 03:56 Publikacja: 05.05.2007 11:29

Maj ubiegłego roku wielu inwestorom nie może się dobrze kojarzyć. A właściwie druga połowa maja, bo wtedy właśnie rozpoczęła się silna fala spadkowa, która w ciągu czterech tygodni sprowadziła WIG20 prawie o jedną czwartą w dół. Indeks największych i teoretycznie najbardziej stabilnych spółek znalazł się w jej wyniku najniżej od ponad pół roku.

Oczywiście to, że przed rokiem maj przyniósł masową ucieczkę inwestorów, nie oznacza jeszcze, że to samo musi się wydarzyć w maju tego roku. W końcu w poprzednich latach miesiąc ten nie należał do notorycznie nieudanych wbrew znanej z rynku amerykańskiego maksymie "sprzedaj w maju i uciekaj" ("sell in May and go away"). Przykładowo: w 2005 r. maj przyniósł odbicie notowań. To także w tym miesiącu w 2003 r. na dobre rozpoczęła się trwająca do dziś hossa.

Podobieństw nie brakuje

Pytanie o to, czy będziemy świadkami powtórki przeceny sprzed roku wynika z tego, że podobnie jak wówczas na rynku utrzymują się od dłuższego czasu euforyczne nastroje. Do połowy maja ub. r. powszechna była wiara, że WIG20 z łatwością będzie pokonywał kolejne setki punktów. W oszałamiającym tempie rosły też kursy małych i średnich spółek. W pewnym momencie znienacka przyszło jednak otrzeźwienie - ruszyła lawina wyprzedaży. Na rynkach wschodzących taniało wszystko, co można sobie tylko wyobrazić - począwszy od akcji, poprzez obligacje, aż do walut. Krach nie ominął surowców ani akcji na względnie bezpiecznych rynkach rozwiniętych.

Podobieństw między obecną sytuacją i tą sprzed roku jest mnóstwo. Od połowy marca WIG20 zyskał ponad 12 proc. Przed rokiem od połowy marca do końca kwietnia indeks wzrósł o 17 proc. To jedne z najszybszych fal wzrostowych w czasie całej czteroletniej hossy. Lokomotywami zwyżki WIG20 są praktycznie te same spółki co przed rokiem. Jedno z czołowych miejsc zajmuje KGHM.

Zwyżkom kursów akcji towarzyszą podobne jak przed rokiem tendencje na rynkach światowych. Od tygodni ponownie szybko drożeją surowce. Cena ropy naftowej zbliża się do 70 USD za baryłkę, czyli do poziomu porównywalnego z tym sprzed roku. Siłą napędzającą kurs KGHM (a przez to również WIG20) są pędzące w górę notowania miedzi. W ciągu ostatnich trzech miesięcy czerwony metal podrożał o połowę. Niemal identyczny był skok cen w analogicznym okresie ubiegłego roku. Miedź jest już notowana na poziomie szczytów z połowy ub. r.

Powody gwałtownej zwyżki na rynku miedzi są podobne do tych sprzed roku. Inwestorzy kupują czerwony metal licząc, że rozpędzona chińska gospodarka będzie wchłaniać coraz większe ilości surowców. Problem polega na tym, że nawet jeśli długoterminowe perspektywy w Państwie Środka pozostaną korzystne, to oczekiwania inwestorów mogą okazać się zbyt wygórowane. Tak właśnie było w ubiegłym roku. Kiedy rynek uświadomił sobie, że chiński popyt na miedź nie jest tak duży, jak się spodziewano (de facto statystyki pokazały później, że zaczął się kurczyć już zanim doszło do załamania cen), fala wyprzedaży pogrążyła ceny surowca na długie miesiące.

Tym razem zagrożenia dla surowcowej hossy są jeszcze większe. Chińska gospodarka jest jeszcze bardziej rozpędzona niż przed rokiem. W I kw. tempo wzrostu PKB przekroczyło 11 proc., podczas gdy w I kw. 2006 r. wynosiło 10,4 proc. Oczywiście, nie sposób wykluczyć, że tempo nie będzie jeszcze większe, ale jeśli tak się stanie, to będzie to jeszcze niebezpieczniejsze dla światowych rynków - albo z uwagi na radykalne zaostrzenie polityki pieniężnej w Kraju Środka, albo przegrzanie koniunktury.

Duża akceptacja dla ryzyka

Na rynkach surowcowych lista podobieństw się nie kończy. Wyraźne analogie widać także w zachowaniu kursów walut. Podobnie jak przed rokiem szybko względem euro osłabia się amerykański dolar (ostatnie dni nieco zahamowały tę tendencję). Kurs tej waluty od ponad dwóch miesięcy spada także względem złotego - w tempie podobnym jak przed rokiem. Rzecz w tym, że takie wyjątkowo silne ruchy notowań zawsze wywołują wśród inwestorów pokusę realizacji zysków. Kiedy już do niej dochodzi, nie kończy się na parudniowej korekcie. Co więcej, kurs dolara jest ściśle związany z notowaniami akcji. Rok temu zatrzymanie tendencji spadkowej amerykańskiej waluty nałożyło się na moment załamania na światowych giełdach.

Tendencje panujące obecnie na globalnych rynkach, podobnie jak przed rokiem, można podsumować krótko - inwestorzy są skłonni akceptować wysokie ryzyko (co potwierdza osłabienie dolara uznawanego za walutę dobrą na okresy niepewności). W takich warunkach nietrudno o pretekst do wyprzedaży i masowej ucieczki do bezpieczniejszych lokat. Przed rokiem takim pretekstem była podwyżka stóp procentowych w USA, a raczej komunikat władz Fed sugerujący, że można liczyć się z kolejnymi podwyżkami w niedalekiej przyszłości. O tym, że był to jedynie pretekst do realizacji zysków świadczy chociażby fakt, że seria podwyżek nie była wówczas niczym nowym, więc trudno, by czynnik ten sam w sobie wywołał aż tak gwałtowne reakcje inwestorów.

Obecnie potencjalnych pretekstów do realizacji zysków również nie brakuje. Wystarczy przypomnieć nieustające problemy amerykańskiego rynku nieruchomości czy też groźbę przegrzania chińskiej gospodarki. Równie dobrze impuls może nadejść z innych rynków wschodzących. Przykładowo: cytowany ostatnio przez "Financial Times" brytyjski bankier, prezes Barclays Capital, Hans-Joerg Rudloff, uważa, że w najbliższej przyszłości bolesne załamanie czeka napędzany kredytami boom w Rosji.

Wyceny bujają w obłokach

Bez względu na to, co stałoby za wyprzedażą aktywów na świecie, bez wątpienia wydarzenia takie pogrążyłyby również notowania polskich akcji. Dotyczy to nie tylko spółek, które są ściśle uzależnione od czynników zewnętrznych (np. KGHM czy koncerny paliwowe), ale również tych, które korzystają na świetnej koniunkturze w rodzimej gospodarce.

Chodzi przede wszystkim o firmy budowlane, które w ostatnich tygodniach stały się obiektem masowej euforii. Wśród spółek, które najbardziej wpłynęły w kwietniu na wzrost indeksu WIG, znalazły się Polimex-Mostostal, Budimex, PBG, Polnord i Mostostal Zabrze. Rzecz w tym, że wyceny części z nich są nie tylko znacznie wyższe niż przed rokiem, ale, co więcej, niekiedy trudno je uzasadnić oczekiwanym wzrostem zysków branży w najbliższych latach. Wskaźnik C/Z największej budowlanej spółki - Budimeksu - przekracza 2000, co przypomina czasy hossy internetowej sprzed ponad siedmiu lat, gdy takie właśnie wyceny osiągały firmy technologiczne. Firma ta to również dobry przykład tego, jak coraz bardziej wygórowane oczekiwania inwestorów notorycznie rozmijają się z faktycznymi wynikami finansowymi. Po uwzględnieniu ostatnich rozczarowujących rezultatów okazało się, że zysk netto Budimeksu za cztery kolejne kwartały zamiast rosnąć w skokowym tempie (a takiego tempa należałoby się spodziewać po gwałtownej zwyżce cen akcji) stopniał o ponad połowę (z prawie 3,9 mln zł do 1,8 mln zł).

Budimex to niejedyna spółka budowlana, dla której C/Z jest zdecydowanie wyższy niż przed rokiem (kiedy to wynosił 679). Wartość tego wskaźnika podwoiła się choćby w przypadku Polimeksu-Mostostalu (wynosi 70) i PBG (99).

Powtórka,

ale w innym kształcie?

Wygląda zatem na to, że to właśnie ten sektor narażony jest na najbardziej dotkliwą korektę. Na szczęście dla inwestorów, w przypadku wielu innych spółek nieuchronne przesilenie nie musi przynieść aż tak bolesnych strat, jak majowy krach sprzed roku. W przeciwieństwie do branży budowlanej, wskaźniki wyceny niektórych dużych firm nie tylko nie są wyższe niż przed rokiem, ale nawet od tego czasu spadły. Dobrym przykładem jest KGHM. Tuż przed majowym załamaniem w ub. r. C/Z dla miedziowego koncernu był bliski 13, podczas gdy obecnie nie przekracza 7. Za tym, że być może uda się uniknąć powtórki drastycznej przeceny blue chips przemawia również fakt, że podczas gdy przed rokiem roczna zmiana WIG20 przekraczała 75 proc., to obecnie nie sięga 30 proc. Można zatem przypuszczać, że o ile groźba głębokiej korekty wisi nad całym rynkiem akcji, to tym razem najboleśniej może dotknąć mniejsze spółki.

Na szczęście widmo korekty nie oznacza jeszcze długoterminowych problemów dla posiadaczy akcji. Niewiele wskazuje na to, by nieuchronne przesilenie miało być czymś więcej niż tylko sprowadzeniem wycen spółek na rozsądniejsze poziomy. Taką właśnie rolę spełniło załamanie rok temu. Była to dobra okazja, by zacząć akumulować przecenione akcje.

Co perspektywa nadchodzącej korekty oznacza z punktu widzenia strategii inwestycyjnej? Nie ma przecież żadnej pewności co do momentu, kiedy do takiego przesilenia może dojść, a ryzyko polega na tym, że do tego czasu kursy akcji na skrzydłach euforii mogą osiągnąć jeszcze wyższe poziomy. Odpowiedzi szukać można w podstawowej zasadzie analizy technicznej, zgodnie z którą trend trwa dopóki nie pojawią się oznaki jego zakończenia. Innymi słowy - zyski warto będzie zrealizować dopiero wówczas, gdy dojdzie do pierwszej fali wyprzedaży.

Tempo takie, jak przed rokiem

Mimo że to raczej na mniejszych spółkach koncentruje się obecnie zainteresowanie inwestorów, to również zwyżka

WIG20 robi wrażenie. Indeks od początku marca (wybór tego punktu wyjściowego nie jest przypadkowy, bo właśnie w marcu w obu przypadkach zaczęła się fala zwyżkowa) zyskał tyle samo ile w analogicznym okresie ubiegłego roku. Gdyby miało dojść do powtórki wydarzeń z maja 2006 r., to potencjał wzrostowy jest już niewielki. Istnieje ryzyko, że odwrót inwestorów będzie równie gwałtowny i niespodziewany jak miało to miejsce przed rokiem.

Średniaki rosną jeszcze szybciej

Obecna hossa na rynku średnich spółek ma jeszcze większe rozmiary niż było to przed rokiem. Od początku marca

mWIG40 zyskał ponad 20 proc., podczas gdy w analogicznym okresie ub.r. było to około 10 proc. Przed rokiem majowa przecena sprowadziła indeks (wówczas jeszcze MIDWIG)

praktycznie do punktu wyjścia. Tym razem pokusa realizacji zysków jest tym większa, że to właśnie średnie i małe spółki mają za sobą okres euforycznej hossy. Przykład firm budowlanych pokazuje, że obecne wyceny są w wielu przypadkach trudne do utrzymania.

Pokusa realizacji zysków większa

Podobnie jak przed rokiem świetne nastroje utrzymują się nie tylko na rynku akcji, ale również walutowym, co potwierdza powszechny optymizm co do perspektyw naszej gospodarki. Złoty nieprzerwanie umacnia się zarówno względem euro, jak i przede wszystkim w stosunku do dolara. Od początku marca procentowy spadek kursu USD/PLN jest nawet nieco większy niż przed rokiem (przekracza już 6 proc.). Problem polega na tym, że w przypadku naszej waluty silne trendy często kończą się gwałtownym tąpnięciem, któremu towarzyszy wysyp akcji i obligacji.

Impuls przyjdzie z zagranicy?

Największe spustoszenia na naszym rodzimym parkiecie czynią zawsze korekty wywołane wydarzeniami na rynkach zagranicznych. Chociaż trudno przesądzić, skąd tym razem nadejdzie impuls do globalnej wyprzedaży, to niepokojących sygnałów jest sporo. Jednym z nich jest roczne tempo wzrostu amerykańskiego indeksu S&P 500, które przekroczyło właśnie 15 proc. Tym samym wkroczyło w strefę oporu wyznaczoną

w ciągu ostatnich dwóch lat. Zbyt szybkie tempo wzrostu może skłonić inwestorów do realizacji zysków, a pretekstem do tego mogą być choćby niekorzystne dane gospodarcze.

Gospodarka
Donald Tusk o umowie z Mercosurem: Sprzeciwiamy się. UE reaguje
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Gospodarka
Embarga i sankcje w osiąganiu celów politycznych
Gospodarka
Polska-Austria: Biało-Czerwoni grają o pierwsze punkty na Euro 2024
Gospodarka
Duże obroty na GPW podczas gwałtownych spadków dowodzą dojrzałości rynku
Materiał Promocyjny
Cyfrowe narzędzia to podstawa działań przedsiębiorstwa, które chce być konkurencyjne
Gospodarka
Sztuczna inteligencja nie ma dziś potencjału rewolucyjnego
Gospodarka
Ludwik Sobolewski rusza z funduszem odbudowy Ukrainy