Miało być piękniej, miało być ciekawiej. Niestety, wczorajsza sesja niewiele różniła się od poprzedniej. Niewielki zakres wahań oraz równie niewielka aktywność graczy w trakcie dnia sugerowały, że był to kolejny dzień bez większego znaczenia do oceny sytuacji technicznej. Trochę ten obraz
zmieniła końcówka notowań, choć tak naprawdę i ona nie
wpłynęła na ocenę sytuacji
na rynku.
W efekcie zakończyliśmy notowania pod poziomem poniedziałkowego zamknięcia. Jest to druga w rzędu sesja, na której ceny zanotowały spadek względem poprzedniego dnia. Czy jest się czym martwić? Nie bardzo. Zauważmy, że skala przeceny nie jest duża. Przecena o ponad 1,5 proc. to przecież jeszcze nie dramat. Kursy nie oddaliły się znacznie od poziomu szczytu i w każdej chwili popyt może skutecznie zagrozić rekordom. Kiedyś zapewne ta zwyżka się skończy, ale by to ogłosić, potrzebne są sygnały słabości rynku. Jeszcze sesję wcześniej mieliśmy okazję obserwować, jak ceny wspinają się na poziomy wcześniej nie notowane. Trudno to nazwać słabością. Nawet jeśli są wątpliwości co do faktycznego charakteru tego ruchu.