Wczoraj pisałem, że korekta na rynku akcji jest jeszcze zbyt słaba, by można było mówić o zdecydowanym pogorszeniu nastrojów. Po wczorajszej sesji pogląd ten należy jednak niestety zrewidować. Przemawia za tym choćby przełamanie przez WIG20 lokalnego wsparcia, jakim był dołek z 26 kwietnia (3568 pkt). Tym samym indeks znalazł się najniżej od prawie pięciu tygodni. O krok jest też od przebicia wsparcia w postaci szczytu z 1 lutego (3549 pkt). Brakuje do niego zaledwie 10 pkt.

Ten niekorzystny sygnał płynący z wykresu WIG20 nie byłby może aż tak niepokojący sam w sobie, gdyby nie to, że radykalną zmianę nastrojów widać również na innych rynkach. Złoty zanotował wczoraj dawno niewidziane osłabienie. Rentowność obligacji 5-letnich skoczyła nagle z niespełna 5,10 proc. do prawie 5,15 proc., przekreślając tym samym cały ruch spadkowy z ostatnich tygodni. Na świecie szybko umacnia się dolar. Wszystkie te zjawiska są zupełną odwrotnością tego, z czym mieliśmy do czynienia w poprzednich tygodniach, a nawet miesiącach. Można mieć obawy, czy nie oznacza to, że nie tylko na naszym rynku, ale na całym świecie powraca awersja inwestorów do ryzyka. Jeśli ta ucieczka nabierze tempa, to powtórka wydarzeń sprzed roku wydaje się bardzo prawdopodobna, a na szybkie zakończenie korekty nie będzie co liczyć.

Potwierdziła się też teza, że pretekstem do wyprzedaży mogły być sygnały wysyłane przez amerykański bank centralny. Pozornie zamknięcie środowej sesji w USA na plusie świadczyło o tym, że inwestorzy gładko przełknęli komunikat Fedu, w którym dał do zrozumienia, że nie ma co liczyć na obniżki stóp z powodu wciąż wysokiej inflacji.

Przed rokiem początkowa reakcja na komunikat Fedu też była spokojna i dopiero później zaczęto odczytywać go jako zapowiedź kontynuacji podwyżek stóp (a przynajmniej stało się to pretekstem do realizacji zysków). Groźba stagflacji (jednoczesnego spowolnienia gospodarki i wysokiej inflacji) może przestraszyć wyjątkowo optymistycznych ostatnio inwestorów na świecie.