Na minimalnym plusie otworzyły się wczoraj notowania giełd na Wall Street. Inwestorzy kupowali akcje wzorem wielkich graczy: Warrena Buffetta, Edwarda Lamperta czy Carla Icahna.

Na gwiazdę sesji wyrósł konglomerat finansowy Citigroup, którego akcje drożały o ponad 3 proc. O zakupie 15 mln akcji największej firmy finansowej świata poinformował Edward Lampert, znany przede wszystkim jako szef rady nadzorczej Sears Holdings. Należąca do Buffetta spółka Berkshire Hathaway podwoiła stan posiadania papierów Johnson & Johnson, a Icahn, wzorem wcześniejszych inwestycji Buffetta, postawił na transport kolejowy i wyłożył 120 mln USD na akcje CSX, trzeciej co do wielkości amerykańskiej firmy w tej branży. W dalszy wzrost cen akcji wierzy też inny miliarder Goerge Soros. Dokupił prawie 200 tys. papierów Microsoftu.

Trudno żeby inwestorzy - i ci znaczący, i ci zupełnie malutcy - nie kupowali akcji, jeśli jak jeden mąż zachęcają do tego największe banki inwestycyjne. Goldman Sachs stwierdził w opublikowanym wczoraj raporcie, że mimo czterech lat hossy papiery europejskie wciąż są tanie, a zyski firm w żaden sposób nie powinny ucierpieć na skutek podwyżek stóp procentowych. Cegiełkę dołożył też Merrill Lynch, publikując dane wskazujące na najwyższy od roku poziom optymizmu u menedżerów funduszy inwestycyjnych na świecie.

Jednak akurat w Europie notowania stały wczoraj pod znakiem spadków. Tylko trochę pomogły dobre dane makrogospodarcze zza Atlantyku, dotyczące produkcji przemysłowej. Wynikami finansowymi mocno rozczarował francuski bank Credit Agricole, którego akcje staniały najmocniej od siedmiu miesięcy. Nie była to także udana sesja dla Land Securities Group, największego w Europie trustu inwestującego w nieruchomości. Poinformował on o spadku wartości swojego portfela. Akcje BMW, HSBC i Statoila staniały, bo pierwszą sesję były notowane bez prawa do dywidendy. Na lekko spadającym rynku wzięcie miały natomiast papiery spółek surowcowych, które mogą sporo zyskać dzięki ponownie drożejącym metalom i ropie.