Ropa naftowa staniała wczoraj po raz pierwszy po trwającym cały tydzień wzroście cen. Do odwrócenia tendencji przyczyniły się dwa czynniki. Najpierw wiadomość z Nigerii o tym, że tamtejsi rebelianci po sześciu dniach okupacji opuścili teren, na którym znajdują się instalacje naftowe należące do Royal Dutch Shell. Pozwoli to na zwiększenie wydobycia o 170 tys. baryłek ropy dziennie. Nigeria jest największym producentem tego surowca w Afryce i pokrywa 11 proc. importu USA. Druga informacja tonująca nastroje na rynku paliwowym nadeszła po południu naszego czasu ze Stanów Zjednoczonych. Cotygodniowy raport Departamentu Energetyki pokazał wzrost zapasów zarówno surowej ropy, jak i benzyny i olejów. Rezerwy ropy w minionym tygodniu były większe o 1,06 mln baryłek, czyli 0,31 proc. Zapasy benzyny wzrosły w tym okresie jeszcze bardziej, bo o 1,76 mln baryłek, a więc 0,91 proc. Rezerwy innych paliw destylowanych, w tym oleju opałowego i napędowego, wzrosły o 992 tys. baryłek, 0,84 proc. Amerykańskie rafinerie wykorzystują już 89,5 proc. mocy produkcyjnych, o 0,6 pkt proc. więcej niż tydzień wcześniej. Jest to ważne na dwa tygodnie przed rozpoczęciem sezonu urlopowego w USA, w którym jest największe zużycie paliw. Średnia cena benzyny na pompie jest teraz w USA o 5,8 proc. wyższa niż przed rokiem. Wczoraj pod koniec notowań za baryłkę ropy Brent z dostawą w czerwcu na londyńskiej giełdzie terminowej ICE płacono 67,84 USD, o 27 centów mniej niż na wtorkowym zamknięciu. Przed tygodniem na zamknięciu sesji baryłka kosztowała 65,20 USD.