- Najbiedniejsi ludzie na
świecie, szczególnie ci z regionów subsaharyjskich Afryki, zasługują na najlepsze, co możemy im zapewnić. Trzeba więc znaleźć wyjście z obecnej sytuacji - to fragment pożegnalnego oświadczenia prezesa Banku Światowego Paula Wolfowitza, który po wielogodzinnych negocjacjach zgodził się zrezygnować z pełnionej funkcji. To cena, jaką zapłacił za awansowanie swojej przyjaciółki, Shahy Rizy.
Rada Dyrektorów Banku zgodziła się, by dymisja nastąpiła formalnie 30 czerwca. Dyrektorzy zaakceptowali również, że P. Wolfowitz "działał w dobrej wierze". Tego domagała się strona amerykańska i sam prezes. Rada stwierdziła ponadto, że proces poszukiwania kandydata na następcę P. Wolfowitza rozpocznie się niezwłocznie. Zapewnienie, że wkrótce wskaże taką osobę, złożyła administracja prezydenta George?a W. Busha. Zgodnie z niepisaną zasadą, USA wybierają szefa BŚ, a kraje europejskie mają za to prawo do obsadzenia stanowiska szefa Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
Nic nie wskazuje, by mogło się to zmienić. Co prawda sekretarz skarbu USA Henry M. Paulson Jr. zapewniał, że amerykański rząd będzie konsultować nominację z krajami Europy. Ale już wczoraj Thomas Steg, rzecznik kanclerz Niemiec Angeli Merkel, oświadczył, że "dla niemieckiego rządu bezdyskusyjny jest fakt, że USA decydują o obsadzie prezesa Banku". Tym samym szanse wymienianego wcześniej w gronie kandydatów Leszka Balcerowicza maleją. Osoby związane z BŚ przyznają, że tylko jednomyślność państw Unii może zmusić USA do zaakceptowania osoby bez amerykańskiego paszportu.
Biały Dom nie ujawnił jeszcze żadnych nazwisk. Media spekulują, że największe szanse mają: Bob Zoellick (były zastępca sekretarza stanu USA), Paul Volcker (były szef Rezerwy Federalnej), Stanley Fisher (obecny szef banku centralnego Izraela), Bob Kimmit (wicesekretarz skarbu) oraz Andrew Natsios (były szef USAid).