Ceny ropy naftowej od kilku dni utrzymują się na poziomie najwyższym od przełomu sierpnia i września zeszłego roku. Baryłka surowca gatunku Brent z dostawą za miesiąc kosztowała w poniedziałek w Londynie blisko 70,5 dolara, a wczoraj była zaledwie o kilkanaście centów tańsza (70,38 USD w godzinach popołudniowych). O kilka dolarów mniej płacono za surowiec w Nowym Jorku. W Londynie ropa jest wyjątkowo droga ze względu na problemy w Nigerii, wyceniającej eksportowany surowiec właśnie na podstawie notowań Brenta. Już dzisiejszej nocy mógł rozpocząć się strajk pracowników państwowego koncernu Nigerian National Petroleum Co. (NNPC), sprzeciwiających się prywatyzacji państwowych rafinerii. Może to pośrednio wpłynąć na spadek dostaw surowca z innych firm wydobywających go w Nigerii, takich jak Total czy Shell. Nigeria jest członkiem OPEC i zarazem największym producentem ropy w Afryce. Na przejściowy spadek notowań surowca wpływ miała wczoraj publikacja danych o zapasach ropy i jej pochodnych w Stanach Zjednoczonych. Przede wszystkim więcej od oczekiwań, o 1,5 miliona baryłek przeliczeniowych, w porównaniu ze spodziewanymi 1,2 mln baryłek, wzrosły w zeszłym tygodniu zapasy benzyny. Zapasy samej ropy powiększyły się

o 2 miliony, do 344,2 mln baryłek. Amerykańskie

rafinerie działały na 91,1 proc. możliwości. Analitycy komentują, że po okresie przestojów w zakładach na rynek powinno zacząć wreszcie trafiać więcej paliwa, zaspokajając popyt zmotoryzowanych i obniżając ceny tak benzyny, jak też samej ropy.